Złocista tarcza okrągłego słońca, leniwie chowała się za panoramą wieżowców.
Całe miasto, osłonięte pomarańczową mgiełką poruszało się tym samym tempem życia co zawsze. Gdzieś z oddali dochodziły wesołe śmiechy dzieci, z przeciwnego strony trzepot skrzydeł gołębi wbijających się do lotu.
Pisk opon, lekki powiew wiatru, wysoko temperatura...
Wszystko idealnie się komponowało. Powoli, stawiając ostrożnie krok po kroku, po metalowych schodach schodziła w kierunku wyjścia. Głuchy dźwięk obcasów, uderzających o kremowe płytki rozbrzmiał echem po pustym pomieszczeniu. Minęła recepcje, mówiąc ciche ,,do widzenia" w kierunku ochroniarza.
Chwyciła klamkę, popchnęła, a sekundę później orzeźwiający, zachodni wiatr otulił jej twarz.
Westchnęła. Z poczucia ulgi, lub ze zmęczenia. A może to i to?
Po przeciwnej stronie ulicy rozciągał się park. Pełen drzew, kwiatów, rodziców z dziećmi, a centralnie w środku znajdował się staw oraz dzikie kaczki i łabędzie. Uwielbiała tu przychodzić, a przynajmniej tak było kiedyś. Zawszą przyciągała ją tutaj jakaś nieznana siła. W tym miejscu czuła się spokojna, bezpieczna. Ale jakiś czas temu to się zmieniło. Kiedy poczuła to uczucie, które czuła tam...
Za dużo wspomnień...
Za dużo szczęśliwych chwil, o których chciała zapomnieć.
Skierowała się w stronę centrum, nie zerkając nawet na sekundę w stronę parku.
Z poważną twarzą pani sekretarki, która mówiła " uwaga, mam spinacz w rękawie" szła pewny krokiem przed siebie. Wyjęła telefon z kieszeni. ,,Szósta piętnaście wieczorem". Mimo, że był to zwykły wtorek, dzień jak każdy inny, mimo, że podążała tą samą dobrze jej znaną ścieżką kierując się prostą zasadą czerwonego kaptura, żeby nigdy nie zbaczać z trasy czuła, że coś było nie tak.
Roniło się późno, a ludzie o tej godzinie kończą prace i wracają do domów, by przyszykować kolacje dzieciom. Tu zawsze były tłuki, lecz dzisiaj nie mogła dostrzec nawet skrawka chodnika. Ludzie pchali się i mimowolnie wypychali ją do przodu. Rzucała ciche ,, przepraszam chce przejść" lecz prawdopodobnie nikt jej nie słyszał. Rozejrzała się dookoła z myślą, że może jakimś dziwnym trafem pomyliła ulice. Nie dostrzegła jednak znaku. Krzyki i piski przerywały na pół piękno zachodu słońca, dokładnie przed nimi. Podążała za tłumem, lekko zdezorientowana.
Nagle tłum zaczął się przerzedzać. Zanim zdążyła się zorientować poczuła przeszywający ból w boku. Zacisnęła mocno powieki, upadła na ziemie zwijając się w kłębek, i płacząc z bólu.
Krzyki, przerażające piski, a potem wszystko ucichło...a do niej docierał tylko ten głos, głos który by rozpoznała nawet gdyby mówił szeptem, głos, który spowodował większy ból niż sam wypadek.
- Mia... - rzekł.
******
Otworzyła powoli oczy. Słabym, nieprzytomnym wzrokiem rozejrzała się po pomieszczeniu. Biały sufit, ściany, drzwi, okno, łóżko i szafka. Już wiedziała, że była w szpitalu. Pamiętała wszystko. Każdy szczegół wypadku. Oparła się na łokciach, i sama była zdziwiona tym, że nic ją nie boli. Poruszyła nogami i uśmiechnęła się delikatnie. Mogła nimi ruszać, czyli może chodzić...
Fala przerażenia zalała jej drobne ciało kiedy go zobaczyła. Stał, oparty o szafkę w koncie. Miał skrzyżowane ręce na piersi, i głowę spuszczoną ku podłodze. Jego wzrok był niesamowicie intensywny. Zdrętwiała. Nie sądziła, że kiedykolwiek znowu go zobaczy. Nigdy nawet nie myślała co mu powie. Nie widziała go trzy lata. Zmienił się...spoważniał, miał ostrzejsze rysy.
Jedyne co teraz mogła robić, to patrzeć na niego. Czuła się winna...skrzywdziła go, sprawiło mu ból i sobie również. Poczuła słoną łzę na swoim policzku, ale mimo tego dalej siedziała nieruchomo.
- Jak się czujesz? - ten głos sprawił, że zaszyta dziura w jej sercu rozerwała się pozostawiając znowu czarną nicość, pustkę. Tak bardzo pragnęła go usłyszeć, przytulić się do jego ciepłego ciała, dotknąć znowu jego miękkich kosmyków włosów, a z drugiej strony chciała, żeby sobie poszedł. Czuła jakby ktoś wbił jej w brzuch sztylet i kręcił nim na wszystkie strony. Zadrżała kiedy zrobił trzy kroki w jej stronę, z pokerową miną. Czuła zapach jego zmysłowych perfum.
- Boli Cie coś? - spytał po raz koleiny. Otworzyła usta, lecz nie mogła wydusić ani słowa.
Zauważyła wenflon w zgięciu jego prawej ręki. Czyżby jemy też coś się stało? Może jednak nie pamięta wszystkiego tak dokładnie jak jej się zdawało? Białe drzwi otworzyły się powoli, a do środka weszła lekarka z pielęgniarką u boku.
- Dzień dobry panno Evens. - uśmiechnęła się kobieta, w białym kitlu.
- Pójdę już - szepnął Michael i wyszedł z sali. Rudowłosa poczuła kolejne ukucie w żołądku.
- Jak się czujesz? - spytała pielęgniarka poprawiając kroplówkę.
- Dobrze, w sumie...to nic mnie nie boli. - wzruszyła ramionami.
- Uderzył Cię samochód jadący z niewielką prędkością. Miałaś rozciętą skórę na żebrach, lecz już jest zaszyta i ładnie się goi.
- Dlaczego Michael ma wenflon? - spytała Mia, która nie mogła już dalej wytrzymać tej niepewności. Lekarka zdawała się być, lekko zbita z tropu lecz tylko na chwilę.
- Mimo, że rana niebyła głęboka to straciłaś dużo krwi. Pan Jackson nalegał by zrobić mu wszystkie potrzebne badania i pobrać jego krew dla ciebie. - zakończyła. Dziewczyna poczuła radość, lecz inną niż zazwyczaj. Poczuła, że jeszcze mu na niej zależy. Chwilę potem sama zganiła się za tą myśl. Jemu ma nie zależeć!
- Długo tu leżę? Kiedy wyjdę?
- Leży tu pani od dwóch dni, a wyjdzie...może za trzy, cztery. Swoją drogą zawiadomiłam pani współlokatorkę London Hizpatrick. Śpi na korytarzu. - dodała, a potem zadała kilka kolejnych pytań i wyszła.
Minęło parę minut, a do pokoju wbiegła rozhisteryzowana rudowłosa dziewczyna. Ogniste, długie i kręcone włosy miała w nieładzie, a czerwona pomadkę przeniosła się z ust na policzek. Miała na sobie porozciągany, zielony sweter, który mógłby służyć za szlafrok, zwykły szary podkoszulek na ramiączkach, czarne leginsy oraz zwykłe dość stare, w odcieniu wyblakłego różu trampki.
- Ile razy mam Ci powtarzać byś uważała jak chodzisz?! - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- Przepraszam, ale tam było bardzo dużo ludzi. - odpowiedziała rudowłosa.
- Dobrze, że nic poważnego Ci się nie stało. Nie mam pomysłu na umeblowania twojego pokoju...myślałam o siłowni ale...może lepiej salon spa? - uśmiechnęła się, a Mia odpowiedziała jej tym samym.
____________________________________________________________________________________________________________________________________________
Dzień dobry :)
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na pierwszy rozdział. Ostatnio wg nie jestem obecna na bloggerze .-. Koniec roku i trzeba wszystko poprawiać xDD
Męczył mnie ten rozdział, miałam skończyć w innym momencie, ale jednak wyszło inaczej :/
Jak już pewnie zauważyliście, druga cześć będzie pisana z perspektywy narratora. Najpierw myślałam, żeby to Mia opowiadała o wszystkim, ale jeśli ktoś czytał fakty na poprzednim blogu to pewnie wie, że nie posiadam aż tylu zdjęć głównej bohaterki :)
No cóż...ale myślę, że tak też będzie spoko c:
Myślałam również, że zamiast cytatów pod zdjęciami, która będą pojawiać się na końcu każdej notki dodać fakty z nią związane, ale doszłam do wniosku, że to było by nudne :"))
Jedziecie gdzieś w tym roku na wakacje? :)
Przepraszam za błędy.
Pozdrawiam.
Autor.
,, Losu nie możemy zaplanować. Więc dlaczego on planuje nam całe życie?"