17 sie 2015

07. Ty decydujesz o czynach, nie czyny o tobie.

Co mogło się dalej stać?
Mógł związać jej nadgarstki i kostki u stóp.
Mógł zawiązać jej usta starą szmatą by nie krzyczała.
Mógł włożyć ją do bagażnika i wywieź gdzieś daleko...
Ale to co zrobił...było czymś co nawet ciężko sobie wyobrazić. Nigdy by nawet nie pomyślała, że właśnie tego od niej chce. Nikt zdrowy na umyśle w takiej sytuacji by nie pomyślał...
- Kawa czy herbata? - spytał wychylając głowę ponad kartę meni.
Nic nie odpowiedziała. Posyłała mu spojrzenie pełne nienawiści i wrogości.
- A więc herbata. - podjął decyzje za nią. Do stolika podszedł  kelner. Chłopak złożył zamówienie, a kiedy pracownik restauracji odszedł zwrócił do w stronę Mie z krzywym uśmieszkiem.
- Miło Cię w końcu poznać. - powiedział.
- W końcu? - spytała coraz bardziej zaintrygowana dziwnym nieznajomym.
- Oj tak, wiesz nie łatwo było Cię znaleźć. - uśmiechnął się chwytając jednego z kwiatków w wazonie i po kolei obrywał jego płatki.
- Właściwie po co mnie szukasz? - spytała krzyżując ramiona na piersi. Kelner postawił zamówioną herbatę dla dziewczyny i jakiegoś drinka dla chłopaka.
- Oj, chcesz od razu przejść do interesów? Może najpierw lepiej się poznamy. - uśmiechnął się łobuzersko. O dziwo nie bała się go. Jeśli nie zrobił jej krzywdy wcześniej to i później nie zrobi.
- Nazywam się Nicholas.  Lepiej zapamiętaj to imię. - puścił do niej oczko. - może Ci się kiedyś przydać.
- Skoro już wiem jak masz na imię, możemy w końcu przejść do tych..em interesów?
- Jesteś bardzo ciekawska...-rzekł biorąc łyka herbaty. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Nikogo nie było, oprócz nich. W sumie nic dziwnego było już grubo po pierwszej. Ściany była czarne, podobnie jak podłoga a neony rozświetlały pomieszczenie. Było...nastrojowo.
- Tą cechę lubię. - wzruszyła ramionami.  Odłożył napój i nachylił się bardziej nad stolikiem. Oparł lewy łokieć o blat stołu, a podbródek na pieści kierując wzrok na nią. Nagle włączono druga lampę z tyłu stolika co sprawiło, że na twarz nieznajomego padło światło. Mia mogła dopiero teraz przeanalizować jego wygląd. Miał krótkie, lekko kręcone blond włosy i szare, wyraziste oczy. Dwudniowy zarost, mocno zarysowaną szczękę i prosty nos. Wygląd idealny dla mordercy...
Poruszyła nerwowo stopami, ale gruby sznur krepował jej ruchy.
- Dlaczego tak mi się przyglądasz? - spytała cichym, typowym dla niej słabym głosem.
- Masz jej oczy. - odparł zastanawiając się nad czymś głęboko. Dziewczyna spojrzała na blondyna zdziwiona. Rozwarła lekko wargi, ale nic nie powiedziała. Wiedziała o kogo chodzi, miała oczy po matce. Uświadomiła sobie właśnie, jak długo o niej nie myślała. Czas leczy rany, a jej zostały już dawno zaszyte, ale w tej chwile chyba jedna z nich pękła.
- Z tym samym figlarnym błyskiem...- uśmiechnął się lekko jakby w zamyśleniu.
- Dzięki. - odparła. Milo było słyszeć, że jest do niej podobna. Oprócz oczów i koloru włosów, była odbiciem ojca. - a więc cze...
- Zaczynasz mnie irytować tym pytaniem. - wyprostował się. Nic nie odpowiedziała, jeśli będzie chciał powiedzieć to powie sam, a jej ciekawość w tym nie pomorze.
- Czy ty podrzuciłeś mi kopertę? - spytała. Nic nie odpowiedział, ale na jego ustach pojawił się lekki uśmieszek. Przełknęła ślinę, i odwróciła głowę w stronę kuchni. Wisiał nad nimi zegarek, było już dawno po dwunastej, a ona musi iść jutro do pracy.  Po dłuższej chwili ciszy, która była całkiem przyjemną chwilą, chłopak poruszył się nerwowo. Mia zerknęła na swojego towarzysza, która sprawdzał z zmartwionym czołem godzinę na zegarku kieszonkowym.
- Muszę zadać Ci parę pytań. - oznajmił. - a ty musisz mi na nie odpowiedzieć. Tylko szczerze... - zakończył.
- Zgoda.
- Ile miałaś lat kiedy zmarła twoja mama?
- 20.
- Czy po jej śmierci spotkałaś kogoś dziwnego? - rudowłosa zmarszczyła czoło, słysząc to dziwne pytanie.
- Dziwnego? - powtórzyła. Nicholas przytaknął ruchem głowy.
- W sensie?
- Kogoś kto wydawał się podejrzany i pojawił się znikąd.
- Raczej nie.
- Gdzie byłaś zanim pojawiłaś się w Portland? - spytał, a pytania coraz bardziej irytowały dziewczynę. Jakaś niezbyt chciała opowiadać obcemu facetowi, o swoim życiu.
- W okolicach Los Angeles.
- Dokładniej. - zamilkła i spuściła wzrok.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. - nachylił się w jej stronę i ściszył głos do szeptu. - masz problem, a twój problem to też mój problem. Obiecałem pewnej osobie, że zrobię wszystko by nie stała Ci się krzywda, a ja dotrzymuje obietnic. To mój numer - wyjął z kieszeni spodni małą karteczkę i podał dziewczynie. - jeśli w twoim otoczeniu pojawiło by się coś, lub ktoś dziwny. Jakbyś czuła się śledzona czy coś w tym rodzaju to masz dzwonić jasne? -  spojrzał na nią surowo. Przytaknęła ruchem głowy i wsadziła karteczkę do kieszeni kurtki.
- Chodź, odprowadzę Cię do domu.

Cicho niczym złodziej przekradła się do domu i  zamknęła drzwi. Przekręciła automatycznie klucz w drzwiach. Oparła się dłonią, a półkę, a drugą zdjęła buty, które potem staranie położyła na półce.
Weszła do salonu, a ciepłe powietrze, które zazwyczaj nazywała zaduchem panującym w pomieszczeniu dało jej poczucie ulgi. Z każdą następną minutą, rodziły się  nowe pytania.
Jak ją znalazł?
Komu obiecał ją chronić?
Komu, aż tak na niej zależy?
Jakie niebezpieczeństwo jej grozi?
Postanowiła, że porozmawia o tym wszystkim z Michaelem. Przez wczorajsze spotkania, ich stare więzi zostały tak szybko naprawione, a ona znowu poczuła to dziwne uczucie w brzuchy. Nie..nie miłość, raczej pełnie szczęścia, euforię, którą doświadczała zawsze kiedy widziała go pierwszy raz.
Zapaliła lampkę, i wyjęła z kieszeni pomiętą karteczkę. Przeczytała numer, miała ochotę zgnieść papierek w kulkę i wyrzucić do kosza, lecz coś jej zabroniło.
Przeczucie?
Intuicja?
Może coś innego...
Poszła szybko wsiąść prysznic, a kiedy zimna woda oblewała jej ciało, w końcu mogła spokojnie pomyśleć. Do czasu kiedy przez malutkie okienko łazienki przebiły się pierwsze promienie letniego słońca i otuliły toaletę sympatyczną, złotą aurą na jej ustach zabłąkał się lekki uśmieszek...
- Mam dość...- zaśmiała się krótko.

____________________________________________________________________________________________________________________________________________
Witam serdecznie :)
Nie było mnie dość długi czas. Byłam na wakacjach, a potem przyznam się, że po prostu byłam zbyt leniwa by zacząć myśleć i dokończyć tą notkę :)
Od momentu o Los Angele's dostałam weny i wydaje mi się, że jest spora różnica.
Rozdział już kilka dni temu był napisany w całości, lecz postał on bez weny i skasowała go, by był szczerze mówiąc do kity :| Wolałam trochę poczekać, niż pisać coś co i tak by się nie spodobało nie? :/
Ale czytałam ostatnio blogi innych, i chyba nie tylko ja cierpię na brak weny :")
Jak przygotowania do szkoły?  Ja jeszcze nawet nie odpoczęłam, a już muszę się psychicznie nastawiać xD
Dobra, piszę proszę szczere komentarze, jeśli coś się nie podoba walcie śmiało, bo ja się nie obrażę, a mogę zawsze coś poprawiać.
Tak jak już powtarzałam nie raz, krytyka jest ważne, ale tylko szczera ma znaczenia :)
Przepraszam za błędy i dziękuje za wszystkie komentarze :)
Pozdrawiam serdecznie.
The Smille

                                       ,,Słabi nie wybaczają.
                                         Przebaczenia jest atrybutem silnych..."

















22 lip 2015

06. Nic Ci nie zrobię dopóki będziesz grzeczna

                                                           Włącz od sekundy 9!! 

Odwróciła się gwałtownie jednocześnie strzepując dłoń ze swojego ramienia. Przywarła do metalowych  drzwi bloku. Przednią stał mężczyzna. Wysoki, dobrze zbudowany, przerażający...
Miał sobie czarną bluzę z kapturem naciągniętym na głowę i zasłaniającym mu oczy. Na nogach miał czarne dżinsy, a na stopach również ciemne trampki. Swoją postura reprezentował pewność siebie i gotowość do walki. Strach było na niego patrzeć czy nawet przejść obok, a co dopiero stać oko w oko.  No by wyobraźcie sobie...dostajecie list od nieznajomego, chodzicie po jakiś ciemnych zaułkach, wracacie w nocy do domu kiedy księżyc świeci jaśniej niż powinien, a potem ktoś łapie was niespodziewanie za ramie i...i jesteśmy  w tym miejscu co skończyliśmy.
- Myślałaś, że możesz mi uciec? - spytał uśmiechając się łobuzersko i lekko przechylając głowę  w bok. Mia przełknęła ślinę i z trudem łapała powietrze. Chciała krzyknąć, ale dźwięk uwiązł jej w gardle. Modliła się, by jakimś cudem London wyjrzała teraz przez okno i ją zobaczyła. Och! Światło były zgaszone. Mogła nie mówić, że jest z Michaelem i nic jej nie grozi. Michael! Czemu odprowadził ją tylko pod bramę osiedla, a nie jeszcze te cztery metry dalej do drzwi? O no tak! Bo mu kazała. Zawsze wszyscy uważali ją za dość inteligentną osobą, nawet ona sama w to uwierzyła, ale po dzisiejszym dniu...zaczynała w to mocno wątpić.
- Cze..czego ode mnie chcesz? - spytała, dumna z siebie, że w ogóle zdobyła się na taką odwagę by otworzyć usta. Chłopak podszedł bliżej, na tyle, że czuła jego zimny oddech na policzku.
- Musimy porozmawiać. - odpowiedział.
- O..o czym? - rzekła zaskakując się koleiny raz. Chłopak zaśmiał się krótki, a ten dźwięk by na tyle ponury, że Mia wstrzymała na chwile oddech.
 Niesamowolnie.
- Nie tutaj. Chodź - powiedział odsuwając się na dwa kroki.
- Nigdzie z tobą nie pójdę. - odpowiedziała stanowczo, ale spokojnie.
- Wybacz, źle się wyraziłem. Masz iść, ale Cię zaniosę. - odpowiedział, a na jego ustach ponownie zagościł ten uśmiech...dziwny, przerażający, dziki...
Nic nie odpowiedziała, korzystając z chwili kiedy nie patrzył nie odwracając się, wstukała palcem kod do drzwi modląc się by nie pomylić się w panice. Bała się, że zapika co będzie oznaczało błąd. Chłopak odwrócił się na chwile sprawdzając czy nikt nie idzie.
Wpisała ostatnio cyfrę. Teraz albo nigdy!
Wpadła do środka, prawie zatrzasnęła drzwi, odepchnął je z całej siły tak, aż szyba uderzając o ścianę  pękła. Biegła po schodach, krew bębniła jej w uszach, słyszała jego głośne przekleństwa pod jej zarzutem. Ścigał ją! Kroki były strasznie głośne. Był blisko. Jej serce biło szybciej niż kiedykolwiek, biegła na siódme piętro na strych. Przecież nie mogła pokazać mu gdzie mieszka!!
Wbiegła na poddasze zatrzaskując szybko drzwi za sobą. Dało jej to jakieś trzy sekundy przewagi. Schowała się błyskawicznie za wielką, starą szafą. Wstrzymała oddech kiedy wpadł do pokoju. Zaczął spokojnie po nim spacerować z dłońmi w kieszeni. Gwizdał melodyjnie jakaś piosenkę. Przystanął praktycznie przy niej. Widziała czubki jego butów, wsunęła się bardziej w cień.
W głowię odmawiała pacierz.
Boże, jak długo się nie modliła. Prawie cztery lata, ale zawsze nosiła naszyjnik matki boskiej na szyi. Nawet teraz, ujęła go w swoje dwa palce i zaczęła recytować słowa w myślach. Zapadły dwa koleinę kroki. Stał odwrócony  plecami dwa metry od niej. Przesunęła się odrobinę w prawo i nagle poczuła coś zimnego i twardego pod swoją dłonią. Chwyciła to, nie patrząc nawet co. Zrobiła zamach i uderzyła chłopaka w tył głowy, upadł na kolana ale nie stracił przytomności. Wyskoczyła z ukrycia i wybiegła błyskawicznie z poddasza, biegła schodami nie słysząc kroków za sobą. Podbirgła do swoich drzwi. Wyjęła szybko klucze ze spodni i starała się trafić nimi w dziurkę od klucza. Trafiła! Przekręciła kluczyk. Popchnęła drzwi, przekroczyła próg gdy poczuła mocne szarpniecie do tyłu, dłoń na ustach, mocne objęcie w pasie i szept prosto do ucha :
- Mam Cię.
____________________________________________________________________________________________________________________________________________
Witam.
Przedstawiam wam kolejny rozdział c:
Krótki bo krótki, ale czyż nie dużo się dzieje? :3
Muszę popracować nad szybkimi, pełnymi adrenaliny scenami bo ciężko się je pisze :/
Według mnie piosenka niesamowicie pasuje do notki :)
A według was? Co o tym powiecie? Jak myślicie co będzie teraz z Mia
Bo ja cóż...to chyba zależy od mojego humoru xDD
Teraz rozdział pewnie pojawi się gdzieś około 5 sierpnia bo jadę na kolonie :")
Pozdrawiam was ciepło :)
Dziękuje za komentarze <3
I przepraszam za błędy.
Autor.

Mistrz drugiego planu :3333

,,Mam plan co do ciebie, szkoda tylko, że ty go nie znasz."

















17 lip 2015

05. I każda chwila, to miła chwila, one będą się dobrze wspominać...


Street Sunny. 
Ulica, która miała mało wspólnego  ze swoją nazwą. Panował tu mrok, którego nie zdołały pokonać światła latarni ulicznej, ani nawet blask księżyca, który schował się bezradny za szarymi blokami, atmosfera była ciężka, wiatr wiał ostrzegająco szepcząc ciche ,, Zawróć". Mimo, że była szósta wieczorem było tu ciemniej niż w innych miejscach Portland. Mie, która przekroczyła nie kiedyś złotą bramę oddzielającą zaułek od reszty bożego świata, a teraz kilka po prostu zardzewiałych słupów poczuła przeszywający chłód. Tego pamiętnego dnia było dość ciepło, a tutaj musiała zapiąć swoją czarną marynarkę po szyje. Kiedy skończyła pracę szybko od razu udała się w umówione miejsce z...z kim?
Tego właśnie miała się dowiedzieć.
Z każdym kolejnym krokiem uświadamiała sobie, że to był makabrycznie głupi pomysł iść tutaj całkowicie sama. Mogła wziąć ze sobą London, ale nie - byłoby to zbyt niebezpieczne dla niej.
Czemu nie zapytała Dicka o pomoc? Są przyjaciółmi i zawsze sobie pomagają.
Ale jego również nie mogła poprosić. Zapewne zamknął by ją w szafie i nie wypuścił dopóki ten głupi pomysł nie wyleciałby jej z głowy.  A więc była zdana na siebie.
Szła przed siebie jednym z brudnych chodników mijając pewną grupkę młodych ludzi. Jakaś niska dziewczyna, o czarnych, krótkich włosach do ramion i również ciemnych oczach z papierosem śledziła każdy jej ruch. Nikt nic nie powiedział, ale kiedy już ich minęła czuła na sobie jej wzrok.
Spojrzała na siebie.
Była ubrana w garnitur...nic dziwnego, że przyciągała uwagę.  Przyśpieszyła krok kiedy minęła zakręt i zobaczyła szyld kawiarni, który widniał na wizytówce. Wyjęła z kieszeni spodni wspomnianą wcześniej rzecz i przeczytała jeszcze raz adres miejsca, tak na wszelki wypadek.
Po chwile była już w środku. Powietrze było tu również ciężkie jak na ulicy, ale atmosfera wydawała się być całkiem...przyjemna? Gdzieś z odległego konta pokoju grało radio, u góry buczał stary wiatrak, a z kuchni za ladą dochodziły smakowite zapachy i zmieszane głosy  ludzi. W cały lokalu było parę osób. Usiadła przy jednym z pustych stolików naprzeciwko drzwi. Jeśli osoba, która zaaranżowała spotkanie jeszcze nie przyszła to przez szyby kawiarni zauważy go, albo ją.
Nagle przypomniała sobie słowa London
- A jeśli to jakaś pułapka? Przecież teraz jest tyle psycholi! 
Fakt. Mogła być to pułapka, lecz ciekawska natura Mie kazała jej iść i tak. To ją kiedyś zgubi...
- Mia? - ktoś dotknął jej ramienia. Odwróciła się gwałtownie i prawie zemdlała z radości.
Znowu te jego czekoladowe oczy, idealny nos i czarne, lśniące loki.
- Michael? - szepnęła uśmiechając się szeroko. On również się uśmiechnął i siadł naprzeciwko niej. Gdyby wszedł  przez drzwi frontowe to istniała wielka możliwość, że mogła go nie rozpoznać.
Był ubrany w czarny płaszcz, melonik i te okulary, które były jedyne w swoich rodzaju. Niby tak jak zawsze, ale jednak inaczej...
- W końcu Cię widzę...- powiedział, a ona poczuła dreszcze na dźwięk jego głosu. Uśmiechnęła się szeroko jako odpowiedz. - Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa...nie widziałem Cię trzy lata. Trzy lata - powtórzył kręcąc głową, jakby sam nie wierzył w to co właśnie powiedział - martwiłem się o ciebie. Byłem ciekawy jak teraz żyjesz i czy wszystko w porządku. - zakończył.
- Wiem, że pewnie byłeś bardzo zakłopotany kiedy wyjechałam bez słowa zostawiając tylko list. Jeszcze raz Cię za to przepraszam, samu już nie wiem dlaczego tak postąpiłam...- powiedziałam.
- Nie mówmy o tym. - powiedział z lekkim uśmiechem na ustach. W tym samym momencie do naszego stolika podeszłą kobieta w fartuchu. Gdzieś w  naszym wieku. Brązowe włosy miała spięte w koka, a zielone oczy podkreślone czarną kredką, która się trochę rozmazała.
- Mogę przyjąć zamówienie? - uśmiechnęła się wyjmując notes i długopis.
- Poproszę herbatę, co sobie życzysz Mia? - jej imię wypowiedziane przez niego miało w sobie to coś, co sprawiało, że stawało się niezwykłe.
- To samo poproszę. - odpowiedziała. Kelnerka spisała zamówienie i odeszła.
- A więc, proszę powiedz jak u ciebie? Co robisz, czym się teraz zajmujesz? - zapytał.
- Hmm...pracuje w firmie komunikacyjnej jaka sekretarka od jakiegoś roku. Jest okej. Skończyłam w końcu studia, ale jak widzisz nie pracuje w swoim zawodzie. Mieszkam z moją współlokatorką London, która jest po prostu kochana. - uśmiechnęła się - polubiłbyś ją. Na pierwszy rzut oka wydaje się mocno zakręcona, ale ona jest po prostu sobą. I chyba tyle...jak widzisz dorobiłam się nawet garnituru. - zaśmiała się wskazując na swoją marynarkę i spodnie. Michael również odwzajemnił jej gest, a potem przyszła kelnerka. Postawiła herbatę na stoliku i rzuciła szybkie ,,proszę" a potem odeszła.
- A ty co robiłeś przez te wszystkie lata? - spytała.
- Koncertowałem, pisałem piosenki, tańczyłem i robiłem to co kocham. Ulepszyłem Neverland, który dalej jest moim domem. - mówił, a Mia słuchała go z ciekawością. - cóż...poznałem dziewczynę. - dodał, a dziewczyna przypomniała sobie Nadie. Kilka sekund temu żyła jeszcze nadzieją, że może kłamała, ale w sumie czego się spodziewała? Że będzie do końca życia rozpaczał po jej odejściu? Że ktoś taki jak on nie znajdzie sobie nowej dziewczyny? Widocznie tylko ona jedna była  taka głupia, że nie chciała wiązać się przez ten czas z żadnych mężczyzną, ponieważ zawsze wtedy myślała o nim.
- Ma na imię Nadia. Polubiłabyś ją, jest sympatyczna i urocza. - wziął łyka herbaty. Zmusiła się do sztucznego uśmiechu. Myśląc jak bardzo się myli.
- Pewnie tak. Długo jesteście razem? - spytała, a chwile potem sama chciała siebie udusić.  Po cholerę drąży temat, o którym nie chce słuchać?!
- Jakieś dwa lata...- odpowiedział - a ty poznałaś kogoś? - spytał podnosząc na nią swój wzrok.
Co miała odpowiedzieć? Nie chciała być gorsza, ale nie chciała go też okłamywać. Prawda, mówimy prawdę.
- Było paru chłopaków ale...- pokręciła przecząco głową, z lekkim uśmieszkiem.
- Rozumiem. - odparł.
- Często tu przychodzisz? - spytała.
- Nie, w sumie to dzisiaj pierwszy raz tutaj przyszedłem. A ciebie co tu sprowadza? - odparł. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
- Przecież przyniosłeś mi kopertę. - uśmiech  z jego twarzy zgasł.
- Kopertę? Nie przynosiłem Ci żadnej koperty.
- Żartujesz? - spytała.
- Nie. - odparł. Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Co tu się do cholery dzieje?
- Jak nie ty to kto się chciał spotkać zemną w takim miejscu? - szepnęła jakby do siebie.  Michael rozejrzał się ukradkiem po pomieszczeniu. Nie zauważył niczego dziwnego, ale z jego twarzy można było wyczytać, że jest trochę zmartwiony. Ale nie swoim bezpieczeństwem, tylko jej...
- Może choćby stąd lepiej. - zaproponował.
Po jakiś piętnastu minutach byli już na innej ulicy. Rozmawiali i śmieli się głośno jak dawniej kiedy byli jeszcze razem. Brakowało jej jego śmiechu, dotyku, bliskości...
Chciałaby ta chwile trwała w nieskończoność. Chciała być teraz tylko z nim. Wiedziała, że go kocha i to jej największy błąd. Cóż...teraz było już na to za późno. Prawda?
Usiedli na ławce. Rozmawiali o tym co robili przez te trzy nieszczęśliwe lata. W pewnym momencie zadzwonił telefon Mie. Wstała by odebrać. Była to zmartwiona London, która krzyczała coś  do słuchawki, a gdzieś w tle słychać było głos Dick'a, który starał się ją uspokoić. Mia uspokoiła przyjaciółkę, a potem wróciła do Michaela.
- Popatrz. - wskazał palcem na wyryte napis na ławce. Dziewczyna nachyliła się bliżej do oparcia i uśmiechnęła się szeroko. Czułą jak fala ciepła zalewa ją od środka. Wtedy złapał jej  dłoń, w typowo przyjacielski sposób. Spojrzała na niego. Uśmiechnął się  i powiedział.
- Nasze imiona na ławce pozostaną...niezniszczalne.


Kilka godzin później, dokładnie nie wiedziała, o której  otwierała właśnie kodem drzwi od bloku, w którym mieszkała. Gdy nagle ktoś położył jej dłoń na ramieniu i szepnął do ucha.
- Ha, tutaj jesteś. Myślałeś, że uciekniesz?
___________________________________________________________________________________________________________________________________________
Cześć :)
Okazało się jednak, że mogę wziąć laptop na wakacje :)
A więc, z wielką przyjemnością dodaje wam kolejny rozdział opowiadania :)
Spróbuje ogarnąć wasze blogi, ale "pracuje" na netbooku i strasznie wolny internet więc :")
Jestem nad morzem. Spokojnie, nie umiem pływać ale może się nie utopie. Jeśli nie wstawię tego rozdziału to prawdopodobnie tak się stało :")
Wstawiłam! A więc żyje! Albo jakiś debil dobrał mi się do konta...o.O
...

Dziękuje za komentarze <3
Przepraszam za błędy.
Pozdrawiam.
Autor...chyba :|


,, Nawet jeśli będziesz z kimś to i tak tam będziesz, tam w moim sercu i pewnie nieraz się odezwiesz."


















14 lip 2015

04. Zazdrość zasłoniła Ci oczy, które tak długo otwierałaś.


Słysząc jego imię, w którym każda osobna litera wywoływała odmienne uczucie, z takim naciskiem, że coś zabolało drobną rudowłosą dziewczynę, z brązowymi oczami gdzieś tam w środku.
Odwróciła głowę, w stronę  dziewczyny, która była...idealna pod każdym względem.
Szczupła, wysoka może miała z metr siedemdziesiąt. miała lekko falowane, bordowe włosy do ramion, które dodawały jej uroku oraz krwiste usta, które kontrastowały z mleczną cerą  i bladymi oczami. Mia nie mogła oderwać od niej wzroku, co było trochę dziwne skoro jest dziewczyną.
Więc, skoro kobiety tak reagowały na nieznajomą, to co musiało być z mężczyznami?
Nawet nie zorientowała się, że wpatruje się w dziewczynę z przymrużonymi oczami i otwartymi szeroko ustami, co z jednej strony wyglądało dość komicznie, a z drugiej...dziwnie. Bardzo dziwnie.
-...słuchasz mnie w ogóle? - jej melodyjny głos przewrócił rudowłosą do rzeczywistości.
- Przepraszam, możesz powtórzyć? - odpowiedziała. Dziewczyna westchnęła i skrzyżowała ramiona na piersiach.
- Chce porozmawiać z tobą o Michaelu.
Mia wstała z krzesła mówiąc :
- Dobrze, ale nie tutaj. - po czym wskazała dłonią drzwi do łazienki. Nieznajomą przytaknęła ruchem głowy, a następnie skierowała się  wspomniane wcześniej miejsce.
Niebieskooka zamykała za sobą drzwi, a w tym samym czasie Mia sprawdziła kabiny, by upewnić się, że są same. W końcu odwróciła się w kierunku nieznajomej.
- Więc, o czym chcesz zemną porozmawiać?
- Mówiłam Ci przecież.
- Wiem, że o Michaelu, ale dokładnie o co chodzi? - chrząknęła. Dziewczyna rozejrzała się dookoła, jakby upewniając się na sto procent, że są same chociaż  Mia  już to robiła.
- Co łączyło Cię z Michelem? - to pytanie zwaliło Mie z nóg. Nie spodziewała się tego pytania. Myślała bardziej, że będzie chciała pomówić o wypadku, a nie o wydarzeniach, które miały miejsce...prawie trzy lata temu. O wydarzeniach, które zostały zamknięte na metalową kłódkę i przywiązane diamentowym, nierozerwalnym łańcuchem gdzieś w najdalszym odmętach pamięci dziewczyny.  Spojrzała zdziwiona i oburzona na nieznajomą, która postukiwała stopą zniecierpliwiona o zimne płytki podłogowe.
- Przepraszam, ale co Cię to obchodzi? - spytała,  a jej głos być spokojny, lecz nutka oburzenia była chyba dość oczywista, gdyż dziewczyna rzekła :
- Spokojnie, dlaczego się denerwujesz skoro to już...
- Ponieważ to moja prywatna sprawa. - przerwała jej.
- Słuchaj uważnie i nie przerywaj. - odburknęła - to co was łączyło..mam nadzieje, że to już przeszłość. Jeśli nie, trudno ale trzeba się z tym pogodzić nie sądzisz? To stare dzieje, było miło ale się skończyło. - zakończyła spokojnie. Mia nic nie odpowiedziała, zastanawiając się do czego zmierza dziewczyna. Chyba cały świat, wie że zerwali. W pierwszym roku była dość rozpoznawalną osobą, której trudno było wyjść z domu, lecz w następnych latach wszystko ustało. Więc, dlaczego teraz miałyby do tego wracać? Ok, potrącił ją, przeprosił i już go więcej nie widziała.
- Do czego zmierzasz? - zapytała w końcu.
- Po pierwsze. Prosiłabym Cię, żebyś nie składała żadnego pozwu do sądu. Jeśli chcesz pieniędzy,  mogę teraz dać Ci kopertę, w której jest dość pokaźna suma. - wskazała na swoją torebkę, z delikatnym uśmiechem.
- Nie miałam zamiaru składać żadnego pozwu. - wytłumaczyła wzdychając.
- To dobr..- przerwała, a uśmiech z jej ust zgasł. Spojrzała na Mie spod przymrużonych powiek - dlaczego? Czyżbyś nie chciała żeby było mu przykro?
- Oczywiście, że nie chce!
- Czyli go kochasz?
- Słucham?! Nie! Oczywiście, że nie po prostu...z  szacunku do tego co nas kiedyś łączyło nie chce tego robić. - wyjaśniła, kładąc nacisk na słowa ,,kiedyś" wiedząc, że to jest bardzo ważne dla nieznajomej.
- Dobra, dobra. Teraz druga sprawa, która jest również ważna. Nie ingeruj już nigdy w życie Michaela spoko? Kiedy go zostawiłaś był strasznie przygnębiony. Przez kilka długich tygodni, ani razu się nie zaśmiał. Rozumiesz to? On, który uwielbia się śmiać! Dopiero z moją pomocą wyszedł z tego. Znowu zaczął się uśmiechać i tańczyć jak wcześniej. Znów zaczął się cieszyć z życia! Przez trzy lata było tak cudownie, tak idealnie...a potem powróciłaś. He, muszę przyznać, że w niezłym stylu. - zaśmiała się krótko, a potem znowu spoważniała - kiedy Cię zobaczył znowu stał się taki jak przez ostatnie trzy lata. Smutny, zamknięty w swoim własnym świecie. Widzisz co robisz? Sprawisz mu smutek, przez ciebie cierpi...jeśli chcesz dla niego dobrze, to zostaw go w spokoju. Ty nie widzisz go na co dzień. Nie widziałaś jego przemiany, z szczęśliwego człowieka w chodzącego trupa... Proszę Cię, nie każ mu znowu tego przeżywać...- zakończyła. Przez chwile stały  w ciszy. Patrzyły sobie prosto w oczy. Błękit nieba, kontra brąz młodego kasztana. Było jej przykro, miała ochotę upaść na podłogę i ukryć twarz w dłoniach. Było jej wstyd, bo wiedziała, że to jest ta cholerna prawda, którą tuszowała przed sobą przez te wszystkie lata. Lecz z drugiej strony...kim w ogóle byłą ta dziewczyna? Czego chciała i jak ważną osobą była dla Michela? Czemu, aż tak zależało jej na tym by Michael już nigdy nie spotkał Mie?
- Kim ty w ogóle jesteś i dlaczego tak interesują Cię moje uczucie względem Michaela?
- Nazywam się Nadia i jestem jego dziewczyną. - to...zabolało. Zabolało, gorzej niż dostanie racą w twarz od kibola, bardziej niż oparzenie trzeciego stopnia, czy nawet upadek z szóstego pietra na kamienie. To był ból, który doświadczają osoby zakochane, ból którego...nie da się opisać.
- Ty..ty jesteś..- bełkotała coś bez zrozumienia.
- A może za niedługo narzeczoną. - uśmiechnęła się szeroko. - dlatego Michael jest dla mnie kimś bardzo ważnym i...- przerwała na chwile, a potem przybliżyła się w stronę rudowłosej. Górowało nad nią, dzięki temu, że była prawie dziesięć centymetrów wyższa, no...może z osiem. - lepiej zapamiętaj moje słowa, bo kiedy coś mówie to nie powtarzam tego drugi raz - zakończyła z wrednym uśmiechem na ustach.
- Czy ty mi grozisz? - spytała dość ostrym i stanowczym głosem, co samo ją zaskoczyło.
Nagle drzwi do łazienki uchyliły się lekko, a do środka weszła dumnym krokiem London. Rzuciła szybkie spojrzenie w stronę Mie, które dziewczyna odczytała jako ,,Widzę, że żyjesz", albo ,,Jeszcze jej nie zabiłaś"?
- Sprawdzam czy wszystko gra. - powiedziała kierując wzrok na Nadie. Były tego samego wzrostu, a pewność siebie, która z nich biła włączyła czerwona kontrolkę w głowie Mie pod napisem ,,Uwaga! Starcie tytanów"! Nawet przez chwile, wydawało by się, że Nadia poczuła się trochę niekomfortowo.
W sumie niema co się dziwić, nie wiele osób może dorównać London pod względem odwagi i pewności siebie. Bordowo włosa uśmiechnęła się do niej krótko po czym dodała.
- Miło mi Cię poznać, Jestem Nadia. - rzekła wyciągając do niej dłoń.  London chwyciła jej rękę w swoją mówiąc :
- London Hicpatrick. Czy byłaś miła dla mojej przyjaciółki?
- Oo tak.
- A więc jeszcze Cię nie zabije, ale uważaj ma obstawę.
- W twojej postaci?
- Wiesz..bije za trzech. - puściła do niej oczko uśmiechając się łobuzersko.

Około dziewiątej wieczorem, wróciłyśmy do domu. W prawdzie ja weszłam pierwsza, ponieważ Dick zatrzymał London przez budynkiem i o czymś z nią rozmawiał. Zapaliłam światło, zdjęłam buty i skierowałam się do kuchni. Nalałam wody do czajnika elektrycznego. Chwyciłam dwa kubki i torebki herbaty. Po kilku minutach siedziałam otulona w koc w salonie, wpatrując się w centrum Portland za oknem. W końcu usłyszałam trzaśniecie drzwiami, a potem do pokoju weszła London. Posmutniała, lecz kiedy zobaczyła ciepłą herbatę i ciasteczka z super marketu uśmiechnęła się szeroko.
- Coś się stało? - spytała Mia.
- Dick znowu mówił mi o ślubie. - mówiła to z taką łatwością jakby było to nic ważnego.
- Chcesz za niego wyjść? - spytała jeszcze raz Mia.
- Kocham go. Wiem to na pewno. Nie jest złym chłopakiem, ale...jestem dośc młoda i chciałabym się jeszcze wybawić chociaż wiem, że on nie będzie czekał wieczność. - powiedziała biorąc łyk herbaty.
- To wyłącznie twoja decyzja, ale może pora się już ustatkować? - uśmiechnęła się szeroko, odwzajemniła ten miły gest i chciała coś powiedzieć kiedy przerwało jej mocne walenie do drzwi. Spojrzały na siebie, a potem równocześnie pobiegły w stronę drzwi frontowych. Na podłodze, leżała biała koperta, którą ktoś musiał wrzucić przez skrzynkę pocztowa. Mia podniosła wspomnianą wcześniej rzecz, a potem odwróciła na drugą stronę.
,, Mia Evens"
Ostrożnie otworzyła kopertę i wyjęła małą wizytówkę jakiejś restauracji. Na jej odwrocie widniała dopisana markerem data oraz godzina spotkania. Spojrzała na London, która wpatrywała się w nią jak w obrazek, a po chwili szepnęła :
- Kurde.

____________________________________________________________________________________________________________________________________________
Cześć kwiatuszki wy moje przepiękne!
Niema słońca, ale jest deszcz. Nie będzie fotosyntezy :(
He, dobra ogar Xdd
Ten rozdział pisało mi się przyjemnie, i chyba wyszedł dobrze jak dla mnie. Ale to niemi ma się podobać tylko WAM! :D
A czym będzie się podobać...cóż, zobaczymy :)
Następny rozdział pojawi się za około trzy tygodni ponieważ jadę na kolonie, a potem jeszcze z rodzicami nad morze. Jest mi szkoda, że muszę was zostawić właśnie wtedy kiedy moja wena powróciła :(
Postaram się dodać jeszcze coś jutro, ale nie obiecuje bo jutro już wyjeżdżam więc :/
Tak, tak wiem dwa razy napisałam jutro :3 A podobno taka dobra jestem z polskiego :")))
Muszę jeszcze przed wyjazdem nadrobić wasze blogi. Nic mi się ostatnio nie chciało, ciągle tylko grałam w aiona lub metina i wg zamulałam. Teraz to muszę nadrobić!
Dziękuje wam za wszystkie komentarze i bardzo przepraszam za błędy <3
Miłego czytania i dnia :)
Na razie :)


,, Obiecuje, że przyjdzie taki czas kiedy ponownie chwycę Cię za dłoń i szepnę - Byliśmy, jesteśmy i będziemy razem na zawsze, bo nawet śmierć nas nie rozdzieli skoro Bóg jest dla nas wszystkich".















4 lip 2015

03. Pamiętam Cię i dlatego chce to wszystko zapomnieć.


Minął tydzień.
Wszystko zastało zatuszowane.
Media przekupione, przestała mówić o wypadku. Spawy w sądzie nie było, ponieważ Evens nie pozwała Michaela Jacksona. To wywołało nową fale kontrowersji. Dlaczego? Dopiero parę dni później, odkopując informacje z poprzednich lat przypomniano sobie, że ofiara wypadku była dawną dziewczyną króla popu. Był to wielki skandal, gigantyczna burza, lecz tak jak już mówiłam.
Wszystko zostało zatuszowane...
Szczerze, to chciała jak najszybciej zapomnieć o całym wypadku. Znowu go zobaczyła, znowu dotknęła...znowu zaczęła pamiętać.
Nie wiedziała co teraz będzie. Wróciła do swojego mieszkania, London pomogła jej  szybko dojść do siebie dzięki swoi pozytywnym nastawieniem. We wszystkim widziała jakieś plusy. Wiedziała o przeszłości Mii. Traktowały się jak siostry i mówiły praktycznie wszystko.
Pomaganie było hobby London. Uwielbiała to robić, chociaż wcale na taką nie wyglądała.
Natomiast Mia, chociaż bardzo chciała nie potrafiła pomoc ani wspierać swojej współlokatorki.
Zawsze tego bardzo żałowała.
W sprawach sercowych była do niczego, kiedy były jakieś problemy z ludźmi ona była zbyt nieśmiała by stanąć w obronie London. Bała się, że kiedyś straci przez to przyjaciółkę....

Dostała urlop w pracy na parę dni.
Musiała dojść do siebie po tym wszystkim. Dopiero teraz tak naprawdę rozumiała co się stało...
Po trzech latach spotkała osobę, którą tak bardzo zraniła, potrącił ją samochód i przeżyła.
Była w szoku, tak to chyba dobre określenie...

Siedziała w swoim pokoju. Nie przypominał on swojego poprzednika. Był dość skromny, ściany pomalowane na turkusowo oraz biały sufit pod kolor paneli. Na środku stało pojedyncze łóżko, a obok niego stolik z lampką. Po lewej stronie pokoju znajdowała się sporych rozmiarów szafa, a po prawej centralnie naprzeciwko niej brązowy, skórzany fotel który kompletnie nie pasował do reszty mebli. Objęła kolana ramionami w typowo damski sposób, i przyciągnęła je do swojego podbródka. W takiej pozycji siedziała już jakieś parę godzin, wpatrzona w krajobraz  Portland za oknem.  Pogoda była przepiękna. Świeciło słońce, a niebo było nieskazitelne. Rzadko kiedy była tu taka pogoda.

O czym myślała? O niczym...

Patrzyła przed siebie nieobecnymi oczami. Ciche skrzypienie uświadomiło jej, że jeszcze ktoś jest w pokoju. Może w innej sytuacji zwróciłaby na to należytą uwagę, ale teraz niezbyt ją to interesowało.
- Ile ty już tak siedzisz? - cichy, mocno już zrezygnowany głos rozbrzmiał po pokoju.
Nie ruszyła się nawet o milimetr, ale rozpoznała ten głos.
London odłożyła swój plecak na ziemie i podeszła do szafy Mie. Zaczęła wybierać jakieś ubrania, a potem podeszła do przyjaciółki.
- Proszę ubierz to, ile chcesz tu siedzieć? - spytała podając jej wybrany strój.
- Jakaś...- chrząknęła - nie chce mi się gdziekolwiek ruszać.
- Mia czy ty do reszty zwariowałaś? Masz tu zamiar siedzieć do końca życia? Wyjdź z domu, do ludzi i zacznij normalnie funkcjonować. - powiedziała. Mia siedziała jeszcze chwile, a potem wstała. Zgarnęła ubrania, posłała przyjaciółce delikatny uśmiech i zniknęła za drzwiami łazienki.
Pani Hizpatrick podniosła głowę do góry i uśmiechnęła się dumnie.
- London...psycholog.

                                                              ******
Dwie rudowłose dziewczyny spacerowały wspólnie po parku.
Wyglądały dosyć dziwnie. Ta wyszła, z dłuższymi kręconymi włosami ubrana w buty na koturnie, czarne rurki z wysokim stanem oraz zielony sweter z dziurami, chociaż był upał wyglądała dość...ładnie. Natomiast ta druga, z nieco krótszą ale bardziej jaskrawą fryzurą ubrana w za duże spodnie od dresu, czarny podkoszulek na ramiączkach i zwykłe trampki wyglądała dość...dziwnie. Dokładnie nawet nie wiadomo co powodowało takie wrażenie, ale kiedy jakiś człowiek szedł alejką nie mógł się mu oprzeć.
Nagle do dziewczyn podszedł jakiś mężczyzna. Miał na sobie granatowy garnitur, czarne lakierki i krawat. Położył dłonie na jej tali i przyciągnął mocno do siebie składając długi i gorący pocałunek na jej ustach.
- Witaj London.
- Siema - odpowiedziała, na co mężczyzna przekręcił oczami, a rudowłosa zaśmiała się cicho i krótko.
- Witaj Mia - kiwnął głową w stronę dziewczyny. Uśmiechnęła się do niego sympatycznie.
- Hej Dick.
Zaczęli rozmawiać, i rozmawiali długo. Mia poczuła się o wiele lepiej, zapomniała na chwile o troskach. Po jakimś czasie zaczęło padać i cała trójka wbiegła do kawiarenki za rogiem. Dick postawił swojej dziewczynie oraz jej przyjaciółce kawę, a dla siebie samego zamówił herbatę.
Wszystko była w jak najlepszym porządku, aż do czasu kiedy do ich stolika podeszła pewna dziewczyna w bordowych włosach. Cała uwaga skupiła się  na niej, a po plecach Mie przeszły dreszcze kiedy wypowiedziała te słowa :
- Musimy porozmawiać o Michaelu.

____________________________________________________________________________________________________________________________________________
Witam panie i panów :)
Przepraszam, że teraz notki są tak rzadko ale są wakacje :"D
I praktycznie wcale niema mnie w domu. Ciągle gdzieś wychodzę z przyjaciółką, jeżdżę na rowerze, ewentualnie śpię. Mam jakaś fazę na Pitbulla i Kiboli :3
Ciągle bym tylko ich słuchała xd
Nie mam  TOTALNIE weny :(
Ten rozdział pisałam przez cztery dni...
To mój rekord jak do tej pory. (Brawa dla mnie Yeay!)
Wczoraj do drugiej w nocy oglądałam ,, Igrzyska Śmierci " na komputerze.
Oglądaliście ? Całkiem spoko :)
DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE! :)
Ps. Przepraszam za błędy :/

,, Wspomnienia stają się czarem, pięknym  błogosławieństwem lub śmiertelnym przekleństwem"







26 cze 2015

Pamiętam I Nie Zapominam.

Wiem, że dzisiaj jest 26 czerwca.
O dzień za późno, lecz nie mogłam wcześniej. 

25 czerwca 2009 roku w Los Angeles zmarł pewien człowiek.

Zostawił trójkę dzieci, dwóch synów oraz córkę.
Rozpaczali po nim najbliżsi : dzieci, rodzice, siostry i bracia.
Lecz nie tylko.
Cały świat zalała fala rozpaczy, słonych łez i smutku. Świat w jednej sekundzie, praktycznie z dnia na dzień stracił kogoś bardzo ważnego dla wielu milionów osób.
Nie każdy go uwielbiał, nie każdy przecież musi.Wielu wierzyło w plotki, pomówienia na jego temat.
A on dalej tworzył, robił to co kochał.
Nie dał się złamać. 

Był osobą, która liczyła się z opinią milionów ludzi.
Która poprzez swoje utwory, kierowała ludzi na pewien tok myślenia, inne tory.
Jego muzyka potrafiła wyrwać człowieka od złych myśli i problemów, a zamian za to pokazywała prawdziwe piękno człowieczeństwa.
Ludzie powinni sobie pomagać, być dla siebie życzliwi i mili.
Gdzieś.. miedzy upływem czasu ludzie zapomnieli o tych wartościach.
Po prostu gdzieś to zgubiliśmy....
On pragnął to przywrócić.
Czy mu się udało? Niech każdy odpowie sobie sam.

Pewne jest to, że wprowadził muzykę na nowy etap.
Pokazał w nieco innym świetle.
Wydał album : Thriller, który jest do dzisiaj najlepiej sprzedającym się albumem w historii.
Album "Bad" oraz "Dangerous" są również niezwykle popularne, lecz żaden z nich nie pobił Thrillera.
Można śmiało powiedzieć, że dokonał rewolucji muzycznej.
Opanował do perfekcji skomplikowane ruchy taneczne, których nie da się podrobić.
Można je wykonywać idealnie, lecz nikt nie zrobi tak samo jak on.
Ponieważ, każdy czuje "TO" inaczej.

Nie znałam go osobiście, więc o jego życiu prywatnym wiem tyle co z wywiadów oraz filmów dokumentalnych o nim.
Wiem, że posiadał ranczo, o którym wielu może tylko pomarzyć.
Wiem również, że było bajkową krainą, która po jego śmieci straciła swój dawny urok.
Wiem, że jego córka chce kupić Neverland.
Nikt oprócz najbliższych, współpracowników oraz ludzi, którzy aktywnie uczestniczyli na co dzień w jego życiu, nie znał go.
Ja..ale to jest tylko moje zdanie, uważam go za zwykłego człowieka, który chciał coś zmienić i w odróżnieniu do innych...Zrobił to. 

Jak każdy z nas był również człowiekiem.
Miał swoje słabości oraz uzależnienia.
Brał bardzo dużo środków przeciwbólowych, które powoli go wykańczały.

Michael Jackson zmarł w wieku 51 lat wskutek nagłego zatrzymania akcji serca. Był on amerykański muzykiem, którego życie osobiste stało się ważną częścią czterech ostatnich dekad. Pierwszy czarnoskóry artysta, który uzyskał silne poparcie w telewizji jednocześnie zapoczątkowując nową erę i również "pokonał rasizm". 
Jeden z najpopularniejszych muzyków w historii. Znany inaczej jako "Król Popu". Jeden z najważniejszych ikon muzycznych XX wieku. 

Dnia 25 czerwca 2015 roku mija szósta rocznica. 
Pamiętam i nie zapominam...<3


,, Czy zastanawiasz się czasem nad swoim życiem? Dzisiaj jest, jutro już może go nie być. A kiedy żyje, nikt nawet nie zadzwoni..."




20 cze 2015

02. W pamięci, będziesz chyba na zawsze.

To jest piękne....

Spoglądała mu prosto w oczy. Już się nie bała, poczucie szczerości wypełniło ją od wewnątrz. 
Chciała mu podziękować za pomoc mimo, że wcale nie musiał oddawać krwi. 
Chciała przeprosić, za swoje zachowanie.
Chciała wyjaśnić list. 
Ale on...wszedł bez słowa. Oparł się o szufladę ze wzrokiem skierowanym na dół. Skrzyżował ramiona na piersi i zaczął mówić.
- Prasa dowiedziała się o tym wypadku...- jego głos był cichy, lecz pewność siebie i spokój nie opuszczała go. 
- Przykro mi. - rudowłosa poczuła ukucie w sercu. Oczami wyobraźni widziała już nagłówki gazet ,, Michael Jackson potrącił dziewczynę", ,, Dziewczyna wylądowała w szpitalu przez...Michaela Jacksona", ,, Król Popu nie jest już taki nieskazitelny". Chciała wstać, objąć go ramionami i oddać mu całe swoje ciepło. Chciała by na jego ustach zagościł uśmiech. Po raz koleiny musi cierpieć...po raz koleiny przez nią. Mężczyzna wzruszył ramionami.
- To mi jest przykro, wybacz mój kierowca nie zauważył Cię przez cały ten tłum ludzi. Dziś zwolnił się z pracy.  - przez cały czas jego wzrok był skierowany w stronę podłogi. Tak jakby bał się na nią spojrzeć. 
- Będzie mieć proces? 
- Jeśli go pozwiesz.
- Nie zrobię tego. 
- Więc nie.
Zapadła chwila ciszy. Mia analizowała jego twarz,  mocno zaciskał szczękę. Widocznie chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymywał. 
- Przepraszam, przeze mnie prasa nie da Ci spokoju. - spuściła głowę. Było jest przykro, czuła się strasznie. Rozum chciał, by sobie poszedł, a serce krzyczało by ją przytulił. Kiedyś tak było. Ona płakała - on ją przytulał. On był smutny - ona go przytulała.
- Nie musisz się tym przejmować. - odpowiedział szybciej niż powinien. Podniosła powoli głowę i natrafiła na jego wzrok. Ciepły, a zarazem ostry. Patrzył na nią, a potem odwrócił się i zaczął spacerować po pokoju. Wsadził dłonie do kieszeni. Dziewczyna jęknęła, hamując łzy. 
,, Nie płacz, to nic nie pomorze" - powtarzała w myślach. 
W końcu odwrócił się w jej stronę, wziął głęboki oddech. Był wyraźnie zdenerwowany. 
- Po..twoim wyjeździe. - zaczął, a potem gwałtownie przerwał. - dlaczego? 
- Ja...przepraszam. - powiedziała łamiącym głosem, a po jej policzkach popłynęły łzy. Ponownie te same, dobrze jej już znane słone kropelki. 
- Mia...- podszedł bliżej. Usiadł na skraju łóżka i ujął jej dłoń w swoje. Czuła jego ciało, jego kojący dotyk. Jego czułość, chociaż przez wyłącznie sam dotyk dłoni wprawił w drżenie jej serce. Właśnie tego zawsze pragnęła, ta dziura w jej sercu zaczęła się zrastać. 
- Michael ja...nie potrafię Ci tego wytłumaczyć. Czułam, że tak będzie lepiej. Nie potrafiłam żyć tak jak ty. Na każdym kroku dziennikarze, niemożna wyjść do sklepu po zakupy...zero prywatności. Ty wychowywałeś się w tym od dziecka, ja w błyskawicznym tempie i całkiem znienacka zaczęła funkcjonować w taki świecie. Wiem, powinnam powiedzieć Ci to osobiście, ale ciężko było mi spojrzeć Ci w oczy. Nawet teraz przychodzi mi to z trudem...naprawdę Cię przepraszam. Nie chciałam Cię ranić, a jednak to zrobiłam wiem, wiem...- przerwała. Łzy zalały jej twarz, a dźwięk uwiązł w gardle. Michael wysunął dłoń, chciał dotknąć jej włosów. Miękkich i puszystych. 
On wiedział dokładnie co do niej czuł, ale jeszcze lepiej rozumiał, że to i tak bez znaczenia. 
Wszystko się zmieniło...
- Wiesz, że nigdy o tobie nie zapomniałem? - szepnął. Dziewczyna spoglądała na przez chwilę, dziwnym wzrokiem. 
- Micha...
- To bez różnicy - przerwał jej. Wstał i skierował się w stronę drzwi. Chwycił za klamkę i pociągnął w swoją stronę. Przekroczył próg, ale zanim drzwi ponownie się zatrzasnęły usłyszał ciche:
- Ja o tobie też...
____________________________________________________________________________________________________________________________________________
                ,, I to jest piękne, sen zamieniam w przestrzeń 
                  Ja sam dwa na dwa obraz wspomnień, to jest piękne 
                  I może upadłem lecz nic nie żałuję 
                  Bo w sercu na zawszę, zostanie to co czułem" - Pim 

Przeprasza za błędy. 
Dziękuje za komentarze <3
Inspirowałam się piosenką powyżej. 
Pozdrawiam was kochani.
Autor. 















31 maj 2015

01. A może to nieprzypadek..tylko nasze przeznaczenie?


Złocista tarcza okrągłego słońca, leniwie chowała się za panoramą wieżowców.
Całe miasto, osłonięte pomarańczową mgiełką poruszało się tym samym tempem życia co zawsze. Gdzieś z oddali dochodziły wesołe śmiechy dzieci, z przeciwnego strony trzepot skrzydeł gołębi wbijających się do lotu.
Pisk opon, lekki powiew wiatru, wysoko temperatura...
Wszystko idealnie się komponowało. Powoli, stawiając ostrożnie krok po kroku, po metalowych schodach schodziła w kierunku wyjścia.  Głuchy dźwięk obcasów, uderzających o kremowe płytki rozbrzmiał echem po pustym pomieszczeniu. Minęła recepcje, mówiąc ciche ,,do widzenia" w kierunku ochroniarza.
Chwyciła klamkę, popchnęła, a sekundę później orzeźwiający, zachodni wiatr otulił jej twarz.
Westchnęła. Z poczucia ulgi, lub ze zmęczenia. A może to i to?
Po przeciwnej stronie ulicy rozciągał się park. Pełen drzew, kwiatów, rodziców z dziećmi, a centralnie w środku znajdował się staw oraz dzikie kaczki i łabędzie. Uwielbiała tu przychodzić, a przynajmniej tak było kiedyś. Zawszą przyciągała ją tutaj jakaś nieznana siła. W tym miejscu czuła się spokojna, bezpieczna. Ale jakiś czas temu to się zmieniło. Kiedy poczuła to uczucie, które czuła tam...
Za dużo wspomnień...
Za dużo szczęśliwych chwil, o których chciała zapomnieć.
Skierowała się w stronę centrum, nie zerkając nawet na sekundę w stronę parku.
Z poważną twarzą pani sekretarki, która mówiła " uwaga, mam spinacz w rękawie" szła pewny krokiem przed siebie. Wyjęła telefon z kieszeni. ,,Szósta piętnaście wieczorem". Mimo, że był to zwykły wtorek, dzień jak każdy inny, mimo, że podążała tą samą dobrze jej znaną ścieżką kierując się prostą zasadą czerwonego kaptura, żeby nigdy nie zbaczać z trasy czuła, że coś było nie tak.
Roniło się późno, a ludzie o tej godzinie kończą prace i wracają do domów, by przyszykować kolacje dzieciom. Tu zawsze były tłuki, lecz dzisiaj nie mogła dostrzec nawet skrawka chodnika. Ludzie pchali się i mimowolnie wypychali ją do przodu. Rzucała ciche ,, przepraszam chce przejść" lecz prawdopodobnie nikt jej nie słyszał. Rozejrzała się dookoła z myślą, że może jakimś dziwnym trafem pomyliła ulice. Nie dostrzegła jednak znaku. Krzyki i piski przerywały na pół piękno zachodu słońca, dokładnie przed nimi. Podążała za tłumem, lekko zdezorientowana.
Nagle tłum zaczął się przerzedzać. Zanim zdążyła się zorientować poczuła przeszywający ból w boku. Zacisnęła mocno powieki, upadła na ziemie zwijając się w kłębek,  i płacząc z bólu.
Krzyki, przerażające piski, a potem wszystko ucichło...a do niej docierał tylko ten głos, głos który by rozpoznała nawet gdyby mówił szeptem, głos, który spowodował większy ból niż sam wypadek.
- Mia... - rzekł.

                                                                    ******
Otworzyła powoli oczy.  Słabym, nieprzytomnym wzrokiem rozejrzała się po pomieszczeniu. Biały sufit, ściany, drzwi, okno, łóżko i szafka. Już wiedziała, że była w szpitalu. Pamiętała wszystko. Każdy szczegół wypadku. Oparła się na łokciach, i sama była zdziwiona tym, że nic ją nie boli. Poruszyła nogami i uśmiechnęła się delikatnie. Mogła nimi ruszać, czyli może chodzić...
Fala przerażenia zalała jej drobne ciało kiedy go zobaczyła. Stał, oparty o szafkę w koncie. Miał skrzyżowane ręce na piersi, i głowę spuszczoną ku podłodze. Jego wzrok był niesamowicie intensywny. Zdrętwiała. Nie sądziła, że kiedykolwiek znowu go zobaczy. Nigdy nawet nie myślała co mu powie. Nie widziała go trzy lata. Zmienił się...spoważniał, miał ostrzejsze rysy.
Jedyne co teraz mogła robić, to patrzeć na niego. Czuła się winna...skrzywdziła go, sprawiło mu ból i sobie również. Poczuła słoną łzę na swoim policzku, ale mimo tego  dalej siedziała nieruchomo.
- Jak się czujesz? - ten głos sprawił, że zaszyta dziura w jej sercu rozerwała się pozostawiając znowu czarną nicość, pustkę. Tak bardzo pragnęła go usłyszeć, przytulić się do jego ciepłego ciała, dotknąć znowu jego miękkich kosmyków włosów, a z drugiej strony chciała, żeby sobie poszedł. Czuła jakby ktoś wbił jej w brzuch sztylet i kręcił nim na wszystkie strony. Zadrżała kiedy zrobił trzy kroki w jej stronę, z pokerową miną. Czuła zapach jego zmysłowych perfum.
- Boli Cie coś? - spytał po raz koleiny. Otworzyła usta, lecz nie mogła wydusić ani słowa.
Zauważyła wenflon w zgięciu jego prawej ręki. Czyżby jemy też coś się stało? Może jednak nie pamięta wszystkiego tak dokładnie jak jej się zdawało? Białe drzwi otworzyły się powoli, a do środka weszła lekarka z pielęgniarką u boku.
- Dzień dobry panno Evens. - uśmiechnęła się kobieta, w białym kitlu.
- Pójdę już - szepnął Michael i wyszedł z sali. Rudowłosa poczuła kolejne ukucie w żołądku.
- Jak się czujesz? - spytała pielęgniarka  poprawiając kroplówkę.
- Dobrze, w sumie...to nic mnie nie boli. - wzruszyła ramionami.
- Uderzył Cię samochód jadący z niewielką prędkością. Miałaś rozciętą skórę na żebrach, lecz już jest zaszyta i ładnie się goi.
- Dlaczego Michael ma wenflon? - spytała Mia, która nie mogła już dalej wytrzymać tej niepewności.  Lekarka zdawała się być, lekko zbita z tropu lecz tylko na chwilę.
- Mimo, że rana niebyła głęboka to straciłaś dużo krwi. Pan Jackson nalegał by zrobić mu wszystkie potrzebne badania i pobrać jego krew dla ciebie. - zakończyła. Dziewczyna poczuła radość, lecz inną niż zazwyczaj. Poczuła, że jeszcze mu na niej zależy. Chwilę potem sama zganiła się za tą myśl. Jemu ma nie zależeć!
- Długo tu leżę? Kiedy wyjdę?
- Leży tu pani od dwóch dni, a wyjdzie...może za trzy, cztery. Swoją drogą zawiadomiłam pani współlokatorkę London Hizpatrick. Śpi na korytarzu. - dodała, a potem zadała kilka kolejnych pytań i wyszła.
Minęło parę minut, a do pokoju wbiegła rozhisteryzowana rudowłosa dziewczyna. Ogniste, długie i kręcone włosy miała w nieładzie, a czerwona pomadkę przeniosła się z ust na policzek. Miała na sobie porozciągany, zielony sweter, który mógłby służyć za szlafrok, zwykły szary podkoszulek na ramiączkach, czarne leginsy oraz zwykłe dość stare, w odcieniu wyblakłego różu trampki.
- Ile razy mam Ci powtarzać byś uważała jak chodzisz?! - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- Przepraszam, ale tam było bardzo dużo ludzi. - odpowiedziała rudowłosa.
- Dobrze, że nic poważnego Ci się nie stało. Nie mam pomysłu na umeblowania twojego pokoju...myślałam o siłowni ale...może lepiej salon spa? - uśmiechnęła się, a Mia odpowiedziała jej tym samym.

____________________________________________________________________________________________________________________________________________
Dzień dobry :)
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na pierwszy rozdział. Ostatnio wg nie jestem obecna na bloggerze .-. Koniec roku i trzeba wszystko poprawiać xDD
Męczył mnie ten rozdział, miałam skończyć w innym momencie, ale jednak wyszło inaczej :/
Jak już pewnie zauważyliście, druga cześć będzie pisana z perspektywy narratora. Najpierw myślałam, żeby to Mia opowiadała o wszystkim, ale jeśli ktoś czytał fakty na poprzednim blogu to pewnie wie, że nie posiadam aż tylu zdjęć głównej bohaterki :)
No cóż...ale myślę, że tak też będzie spoko c:
Myślałam również,  że zamiast cytatów pod zdjęciami, która będą pojawiać się na końcu każdej notki dodać fakty z nią związane, ale doszłam do wniosku, że to było by nudne :"))
Jedziecie gdzieś w tym roku na wakacje? :)
Przepraszam za błędy.
Pozdrawiam.
Autor.


,, Losu nie możemy zaplanować. Więc dlaczego on planuje nam całe życie?"