22 lip 2015

06. Nic Ci nie zrobię dopóki będziesz grzeczna

                                                           Włącz od sekundy 9!! 

Odwróciła się gwałtownie jednocześnie strzepując dłoń ze swojego ramienia. Przywarła do metalowych  drzwi bloku. Przednią stał mężczyzna. Wysoki, dobrze zbudowany, przerażający...
Miał sobie czarną bluzę z kapturem naciągniętym na głowę i zasłaniającym mu oczy. Na nogach miał czarne dżinsy, a na stopach również ciemne trampki. Swoją postura reprezentował pewność siebie i gotowość do walki. Strach było na niego patrzeć czy nawet przejść obok, a co dopiero stać oko w oko.  No by wyobraźcie sobie...dostajecie list od nieznajomego, chodzicie po jakiś ciemnych zaułkach, wracacie w nocy do domu kiedy księżyc świeci jaśniej niż powinien, a potem ktoś łapie was niespodziewanie za ramie i...i jesteśmy  w tym miejscu co skończyliśmy.
- Myślałaś, że możesz mi uciec? - spytał uśmiechając się łobuzersko i lekko przechylając głowę  w bok. Mia przełknęła ślinę i z trudem łapała powietrze. Chciała krzyknąć, ale dźwięk uwiązł jej w gardle. Modliła się, by jakimś cudem London wyjrzała teraz przez okno i ją zobaczyła. Och! Światło były zgaszone. Mogła nie mówić, że jest z Michaelem i nic jej nie grozi. Michael! Czemu odprowadził ją tylko pod bramę osiedla, a nie jeszcze te cztery metry dalej do drzwi? O no tak! Bo mu kazała. Zawsze wszyscy uważali ją za dość inteligentną osobą, nawet ona sama w to uwierzyła, ale po dzisiejszym dniu...zaczynała w to mocno wątpić.
- Cze..czego ode mnie chcesz? - spytała, dumna z siebie, że w ogóle zdobyła się na taką odwagę by otworzyć usta. Chłopak podszedł bliżej, na tyle, że czuła jego zimny oddech na policzku.
- Musimy porozmawiać. - odpowiedział.
- O..o czym? - rzekła zaskakując się koleiny raz. Chłopak zaśmiał się krótki, a ten dźwięk by na tyle ponury, że Mia wstrzymała na chwile oddech.
 Niesamowolnie.
- Nie tutaj. Chodź - powiedział odsuwając się na dwa kroki.
- Nigdzie z tobą nie pójdę. - odpowiedziała stanowczo, ale spokojnie.
- Wybacz, źle się wyraziłem. Masz iść, ale Cię zaniosę. - odpowiedział, a na jego ustach ponownie zagościł ten uśmiech...dziwny, przerażający, dziki...
Nic nie odpowiedziała, korzystając z chwili kiedy nie patrzył nie odwracając się, wstukała palcem kod do drzwi modląc się by nie pomylić się w panice. Bała się, że zapika co będzie oznaczało błąd. Chłopak odwrócił się na chwile sprawdzając czy nikt nie idzie.
Wpisała ostatnio cyfrę. Teraz albo nigdy!
Wpadła do środka, prawie zatrzasnęła drzwi, odepchnął je z całej siły tak, aż szyba uderzając o ścianę  pękła. Biegła po schodach, krew bębniła jej w uszach, słyszała jego głośne przekleństwa pod jej zarzutem. Ścigał ją! Kroki były strasznie głośne. Był blisko. Jej serce biło szybciej niż kiedykolwiek, biegła na siódme piętro na strych. Przecież nie mogła pokazać mu gdzie mieszka!!
Wbiegła na poddasze zatrzaskując szybko drzwi za sobą. Dało jej to jakieś trzy sekundy przewagi. Schowała się błyskawicznie za wielką, starą szafą. Wstrzymała oddech kiedy wpadł do pokoju. Zaczął spokojnie po nim spacerować z dłońmi w kieszeni. Gwizdał melodyjnie jakaś piosenkę. Przystanął praktycznie przy niej. Widziała czubki jego butów, wsunęła się bardziej w cień.
W głowię odmawiała pacierz.
Boże, jak długo się nie modliła. Prawie cztery lata, ale zawsze nosiła naszyjnik matki boskiej na szyi. Nawet teraz, ujęła go w swoje dwa palce i zaczęła recytować słowa w myślach. Zapadły dwa koleinę kroki. Stał odwrócony  plecami dwa metry od niej. Przesunęła się odrobinę w prawo i nagle poczuła coś zimnego i twardego pod swoją dłonią. Chwyciła to, nie patrząc nawet co. Zrobiła zamach i uderzyła chłopaka w tył głowy, upadł na kolana ale nie stracił przytomności. Wyskoczyła z ukrycia i wybiegła błyskawicznie z poddasza, biegła schodami nie słysząc kroków za sobą. Podbirgła do swoich drzwi. Wyjęła szybko klucze ze spodni i starała się trafić nimi w dziurkę od klucza. Trafiła! Przekręciła kluczyk. Popchnęła drzwi, przekroczyła próg gdy poczuła mocne szarpniecie do tyłu, dłoń na ustach, mocne objęcie w pasie i szept prosto do ucha :
- Mam Cię.
____________________________________________________________________________________________________________________________________________
Witam.
Przedstawiam wam kolejny rozdział c:
Krótki bo krótki, ale czyż nie dużo się dzieje? :3
Muszę popracować nad szybkimi, pełnymi adrenaliny scenami bo ciężko się je pisze :/
Według mnie piosenka niesamowicie pasuje do notki :)
A według was? Co o tym powiecie? Jak myślicie co będzie teraz z Mia
Bo ja cóż...to chyba zależy od mojego humoru xDD
Teraz rozdział pewnie pojawi się gdzieś około 5 sierpnia bo jadę na kolonie :")
Pozdrawiam was ciepło :)
Dziękuje za komentarze <3
I przepraszam za błędy.
Autor.

Mistrz drugiego planu :3333

,,Mam plan co do ciebie, szkoda tylko, że ty go nie znasz."

















17 lip 2015

05. I każda chwila, to miła chwila, one będą się dobrze wspominać...


Street Sunny. 
Ulica, która miała mało wspólnego  ze swoją nazwą. Panował tu mrok, którego nie zdołały pokonać światła latarni ulicznej, ani nawet blask księżyca, który schował się bezradny za szarymi blokami, atmosfera była ciężka, wiatr wiał ostrzegająco szepcząc ciche ,, Zawróć". Mimo, że była szósta wieczorem było tu ciemniej niż w innych miejscach Portland. Mie, która przekroczyła nie kiedyś złotą bramę oddzielającą zaułek od reszty bożego świata, a teraz kilka po prostu zardzewiałych słupów poczuła przeszywający chłód. Tego pamiętnego dnia było dość ciepło, a tutaj musiała zapiąć swoją czarną marynarkę po szyje. Kiedy skończyła pracę szybko od razu udała się w umówione miejsce z...z kim?
Tego właśnie miała się dowiedzieć.
Z każdym kolejnym krokiem uświadamiała sobie, że to był makabrycznie głupi pomysł iść tutaj całkowicie sama. Mogła wziąć ze sobą London, ale nie - byłoby to zbyt niebezpieczne dla niej.
Czemu nie zapytała Dicka o pomoc? Są przyjaciółmi i zawsze sobie pomagają.
Ale jego również nie mogła poprosić. Zapewne zamknął by ją w szafie i nie wypuścił dopóki ten głupi pomysł nie wyleciałby jej z głowy.  A więc była zdana na siebie.
Szła przed siebie jednym z brudnych chodników mijając pewną grupkę młodych ludzi. Jakaś niska dziewczyna, o czarnych, krótkich włosach do ramion i również ciemnych oczach z papierosem śledziła każdy jej ruch. Nikt nic nie powiedział, ale kiedy już ich minęła czuła na sobie jej wzrok.
Spojrzała na siebie.
Była ubrana w garnitur...nic dziwnego, że przyciągała uwagę.  Przyśpieszyła krok kiedy minęła zakręt i zobaczyła szyld kawiarni, który widniał na wizytówce. Wyjęła z kieszeni spodni wspomnianą wcześniej rzecz i przeczytała jeszcze raz adres miejsca, tak na wszelki wypadek.
Po chwile była już w środku. Powietrze było tu również ciężkie jak na ulicy, ale atmosfera wydawała się być całkiem...przyjemna? Gdzieś z odległego konta pokoju grało radio, u góry buczał stary wiatrak, a z kuchni za ladą dochodziły smakowite zapachy i zmieszane głosy  ludzi. W cały lokalu było parę osób. Usiadła przy jednym z pustych stolików naprzeciwko drzwi. Jeśli osoba, która zaaranżowała spotkanie jeszcze nie przyszła to przez szyby kawiarni zauważy go, albo ją.
Nagle przypomniała sobie słowa London
- A jeśli to jakaś pułapka? Przecież teraz jest tyle psycholi! 
Fakt. Mogła być to pułapka, lecz ciekawska natura Mie kazała jej iść i tak. To ją kiedyś zgubi...
- Mia? - ktoś dotknął jej ramienia. Odwróciła się gwałtownie i prawie zemdlała z radości.
Znowu te jego czekoladowe oczy, idealny nos i czarne, lśniące loki.
- Michael? - szepnęła uśmiechając się szeroko. On również się uśmiechnął i siadł naprzeciwko niej. Gdyby wszedł  przez drzwi frontowe to istniała wielka możliwość, że mogła go nie rozpoznać.
Był ubrany w czarny płaszcz, melonik i te okulary, które były jedyne w swoich rodzaju. Niby tak jak zawsze, ale jednak inaczej...
- W końcu Cię widzę...- powiedział, a ona poczuła dreszcze na dźwięk jego głosu. Uśmiechnęła się szeroko jako odpowiedz. - Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa...nie widziałem Cię trzy lata. Trzy lata - powtórzył kręcąc głową, jakby sam nie wierzył w to co właśnie powiedział - martwiłem się o ciebie. Byłem ciekawy jak teraz żyjesz i czy wszystko w porządku. - zakończył.
- Wiem, że pewnie byłeś bardzo zakłopotany kiedy wyjechałam bez słowa zostawiając tylko list. Jeszcze raz Cię za to przepraszam, samu już nie wiem dlaczego tak postąpiłam...- powiedziałam.
- Nie mówmy o tym. - powiedział z lekkim uśmiechem na ustach. W tym samym momencie do naszego stolika podeszłą kobieta w fartuchu. Gdzieś w  naszym wieku. Brązowe włosy miała spięte w koka, a zielone oczy podkreślone czarną kredką, która się trochę rozmazała.
- Mogę przyjąć zamówienie? - uśmiechnęła się wyjmując notes i długopis.
- Poproszę herbatę, co sobie życzysz Mia? - jej imię wypowiedziane przez niego miało w sobie to coś, co sprawiało, że stawało się niezwykłe.
- To samo poproszę. - odpowiedziała. Kelnerka spisała zamówienie i odeszła.
- A więc, proszę powiedz jak u ciebie? Co robisz, czym się teraz zajmujesz? - zapytał.
- Hmm...pracuje w firmie komunikacyjnej jaka sekretarka od jakiegoś roku. Jest okej. Skończyłam w końcu studia, ale jak widzisz nie pracuje w swoim zawodzie. Mieszkam z moją współlokatorką London, która jest po prostu kochana. - uśmiechnęła się - polubiłbyś ją. Na pierwszy rzut oka wydaje się mocno zakręcona, ale ona jest po prostu sobą. I chyba tyle...jak widzisz dorobiłam się nawet garnituru. - zaśmiała się wskazując na swoją marynarkę i spodnie. Michael również odwzajemnił jej gest, a potem przyszła kelnerka. Postawiła herbatę na stoliku i rzuciła szybkie ,,proszę" a potem odeszła.
- A ty co robiłeś przez te wszystkie lata? - spytała.
- Koncertowałem, pisałem piosenki, tańczyłem i robiłem to co kocham. Ulepszyłem Neverland, który dalej jest moim domem. - mówił, a Mia słuchała go z ciekawością. - cóż...poznałem dziewczynę. - dodał, a dziewczyna przypomniała sobie Nadie. Kilka sekund temu żyła jeszcze nadzieją, że może kłamała, ale w sumie czego się spodziewała? Że będzie do końca życia rozpaczał po jej odejściu? Że ktoś taki jak on nie znajdzie sobie nowej dziewczyny? Widocznie tylko ona jedna była  taka głupia, że nie chciała wiązać się przez ten czas z żadnych mężczyzną, ponieważ zawsze wtedy myślała o nim.
- Ma na imię Nadia. Polubiłabyś ją, jest sympatyczna i urocza. - wziął łyka herbaty. Zmusiła się do sztucznego uśmiechu. Myśląc jak bardzo się myli.
- Pewnie tak. Długo jesteście razem? - spytała, a chwile potem sama chciała siebie udusić.  Po cholerę drąży temat, o którym nie chce słuchać?!
- Jakieś dwa lata...- odpowiedział - a ty poznałaś kogoś? - spytał podnosząc na nią swój wzrok.
Co miała odpowiedzieć? Nie chciała być gorsza, ale nie chciała go też okłamywać. Prawda, mówimy prawdę.
- Było paru chłopaków ale...- pokręciła przecząco głową, z lekkim uśmieszkiem.
- Rozumiem. - odparł.
- Często tu przychodzisz? - spytała.
- Nie, w sumie to dzisiaj pierwszy raz tutaj przyszedłem. A ciebie co tu sprowadza? - odparł. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
- Przecież przyniosłeś mi kopertę. - uśmiech  z jego twarzy zgasł.
- Kopertę? Nie przynosiłem Ci żadnej koperty.
- Żartujesz? - spytała.
- Nie. - odparł. Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Co tu się do cholery dzieje?
- Jak nie ty to kto się chciał spotkać zemną w takim miejscu? - szepnęła jakby do siebie.  Michael rozejrzał się ukradkiem po pomieszczeniu. Nie zauważył niczego dziwnego, ale z jego twarzy można było wyczytać, że jest trochę zmartwiony. Ale nie swoim bezpieczeństwem, tylko jej...
- Może choćby stąd lepiej. - zaproponował.
Po jakiś piętnastu minutach byli już na innej ulicy. Rozmawiali i śmieli się głośno jak dawniej kiedy byli jeszcze razem. Brakowało jej jego śmiechu, dotyku, bliskości...
Chciałaby ta chwile trwała w nieskończoność. Chciała być teraz tylko z nim. Wiedziała, że go kocha i to jej największy błąd. Cóż...teraz było już na to za późno. Prawda?
Usiedli na ławce. Rozmawiali o tym co robili przez te trzy nieszczęśliwe lata. W pewnym momencie zadzwonił telefon Mie. Wstała by odebrać. Była to zmartwiona London, która krzyczała coś  do słuchawki, a gdzieś w tle słychać było głos Dick'a, który starał się ją uspokoić. Mia uspokoiła przyjaciółkę, a potem wróciła do Michaela.
- Popatrz. - wskazał palcem na wyryte napis na ławce. Dziewczyna nachyliła się bliżej do oparcia i uśmiechnęła się szeroko. Czułą jak fala ciepła zalewa ją od środka. Wtedy złapał jej  dłoń, w typowo przyjacielski sposób. Spojrzała na niego. Uśmiechnął się  i powiedział.
- Nasze imiona na ławce pozostaną...niezniszczalne.


Kilka godzin później, dokładnie nie wiedziała, o której  otwierała właśnie kodem drzwi od bloku, w którym mieszkała. Gdy nagle ktoś położył jej dłoń na ramieniu i szepnął do ucha.
- Ha, tutaj jesteś. Myślałeś, że uciekniesz?
___________________________________________________________________________________________________________________________________________
Cześć :)
Okazało się jednak, że mogę wziąć laptop na wakacje :)
A więc, z wielką przyjemnością dodaje wam kolejny rozdział opowiadania :)
Spróbuje ogarnąć wasze blogi, ale "pracuje" na netbooku i strasznie wolny internet więc :")
Jestem nad morzem. Spokojnie, nie umiem pływać ale może się nie utopie. Jeśli nie wstawię tego rozdziału to prawdopodobnie tak się stało :")
Wstawiłam! A więc żyje! Albo jakiś debil dobrał mi się do konta...o.O
...

Dziękuje za komentarze <3
Przepraszam za błędy.
Pozdrawiam.
Autor...chyba :|


,, Nawet jeśli będziesz z kimś to i tak tam będziesz, tam w moim sercu i pewnie nieraz się odezwiesz."


















14 lip 2015

04. Zazdrość zasłoniła Ci oczy, które tak długo otwierałaś.


Słysząc jego imię, w którym każda osobna litera wywoływała odmienne uczucie, z takim naciskiem, że coś zabolało drobną rudowłosą dziewczynę, z brązowymi oczami gdzieś tam w środku.
Odwróciła głowę, w stronę  dziewczyny, która była...idealna pod każdym względem.
Szczupła, wysoka może miała z metr siedemdziesiąt. miała lekko falowane, bordowe włosy do ramion, które dodawały jej uroku oraz krwiste usta, które kontrastowały z mleczną cerą  i bladymi oczami. Mia nie mogła oderwać od niej wzroku, co było trochę dziwne skoro jest dziewczyną.
Więc, skoro kobiety tak reagowały na nieznajomą, to co musiało być z mężczyznami?
Nawet nie zorientowała się, że wpatruje się w dziewczynę z przymrużonymi oczami i otwartymi szeroko ustami, co z jednej strony wyglądało dość komicznie, a z drugiej...dziwnie. Bardzo dziwnie.
-...słuchasz mnie w ogóle? - jej melodyjny głos przewrócił rudowłosą do rzeczywistości.
- Przepraszam, możesz powtórzyć? - odpowiedziała. Dziewczyna westchnęła i skrzyżowała ramiona na piersiach.
- Chce porozmawiać z tobą o Michaelu.
Mia wstała z krzesła mówiąc :
- Dobrze, ale nie tutaj. - po czym wskazała dłonią drzwi do łazienki. Nieznajomą przytaknęła ruchem głowy, a następnie skierowała się  wspomniane wcześniej miejsce.
Niebieskooka zamykała za sobą drzwi, a w tym samym czasie Mia sprawdziła kabiny, by upewnić się, że są same. W końcu odwróciła się w kierunku nieznajomej.
- Więc, o czym chcesz zemną porozmawiać?
- Mówiłam Ci przecież.
- Wiem, że o Michaelu, ale dokładnie o co chodzi? - chrząknęła. Dziewczyna rozejrzała się dookoła, jakby upewniając się na sto procent, że są same chociaż  Mia  już to robiła.
- Co łączyło Cię z Michelem? - to pytanie zwaliło Mie z nóg. Nie spodziewała się tego pytania. Myślała bardziej, że będzie chciała pomówić o wypadku, a nie o wydarzeniach, które miały miejsce...prawie trzy lata temu. O wydarzeniach, które zostały zamknięte na metalową kłódkę i przywiązane diamentowym, nierozerwalnym łańcuchem gdzieś w najdalszym odmętach pamięci dziewczyny.  Spojrzała zdziwiona i oburzona na nieznajomą, która postukiwała stopą zniecierpliwiona o zimne płytki podłogowe.
- Przepraszam, ale co Cię to obchodzi? - spytała,  a jej głos być spokojny, lecz nutka oburzenia była chyba dość oczywista, gdyż dziewczyna rzekła :
- Spokojnie, dlaczego się denerwujesz skoro to już...
- Ponieważ to moja prywatna sprawa. - przerwała jej.
- Słuchaj uważnie i nie przerywaj. - odburknęła - to co was łączyło..mam nadzieje, że to już przeszłość. Jeśli nie, trudno ale trzeba się z tym pogodzić nie sądzisz? To stare dzieje, było miło ale się skończyło. - zakończyła spokojnie. Mia nic nie odpowiedziała, zastanawiając się do czego zmierza dziewczyna. Chyba cały świat, wie że zerwali. W pierwszym roku była dość rozpoznawalną osobą, której trudno było wyjść z domu, lecz w następnych latach wszystko ustało. Więc, dlaczego teraz miałyby do tego wracać? Ok, potrącił ją, przeprosił i już go więcej nie widziała.
- Do czego zmierzasz? - zapytała w końcu.
- Po pierwsze. Prosiłabym Cię, żebyś nie składała żadnego pozwu do sądu. Jeśli chcesz pieniędzy,  mogę teraz dać Ci kopertę, w której jest dość pokaźna suma. - wskazała na swoją torebkę, z delikatnym uśmiechem.
- Nie miałam zamiaru składać żadnego pozwu. - wytłumaczyła wzdychając.
- To dobr..- przerwała, a uśmiech z jej ust zgasł. Spojrzała na Mie spod przymrużonych powiek - dlaczego? Czyżbyś nie chciała żeby było mu przykro?
- Oczywiście, że nie chce!
- Czyli go kochasz?
- Słucham?! Nie! Oczywiście, że nie po prostu...z  szacunku do tego co nas kiedyś łączyło nie chce tego robić. - wyjaśniła, kładąc nacisk na słowa ,,kiedyś" wiedząc, że to jest bardzo ważne dla nieznajomej.
- Dobra, dobra. Teraz druga sprawa, która jest również ważna. Nie ingeruj już nigdy w życie Michaela spoko? Kiedy go zostawiłaś był strasznie przygnębiony. Przez kilka długich tygodni, ani razu się nie zaśmiał. Rozumiesz to? On, który uwielbia się śmiać! Dopiero z moją pomocą wyszedł z tego. Znowu zaczął się uśmiechać i tańczyć jak wcześniej. Znów zaczął się cieszyć z życia! Przez trzy lata było tak cudownie, tak idealnie...a potem powróciłaś. He, muszę przyznać, że w niezłym stylu. - zaśmiała się krótko, a potem znowu spoważniała - kiedy Cię zobaczył znowu stał się taki jak przez ostatnie trzy lata. Smutny, zamknięty w swoim własnym świecie. Widzisz co robisz? Sprawisz mu smutek, przez ciebie cierpi...jeśli chcesz dla niego dobrze, to zostaw go w spokoju. Ty nie widzisz go na co dzień. Nie widziałaś jego przemiany, z szczęśliwego człowieka w chodzącego trupa... Proszę Cię, nie każ mu znowu tego przeżywać...- zakończyła. Przez chwile stały  w ciszy. Patrzyły sobie prosto w oczy. Błękit nieba, kontra brąz młodego kasztana. Było jej przykro, miała ochotę upaść na podłogę i ukryć twarz w dłoniach. Było jej wstyd, bo wiedziała, że to jest ta cholerna prawda, którą tuszowała przed sobą przez te wszystkie lata. Lecz z drugiej strony...kim w ogóle byłą ta dziewczyna? Czego chciała i jak ważną osobą była dla Michela? Czemu, aż tak zależało jej na tym by Michael już nigdy nie spotkał Mie?
- Kim ty w ogóle jesteś i dlaczego tak interesują Cię moje uczucie względem Michaela?
- Nazywam się Nadia i jestem jego dziewczyną. - to...zabolało. Zabolało, gorzej niż dostanie racą w twarz od kibola, bardziej niż oparzenie trzeciego stopnia, czy nawet upadek z szóstego pietra na kamienie. To był ból, który doświadczają osoby zakochane, ból którego...nie da się opisać.
- Ty..ty jesteś..- bełkotała coś bez zrozumienia.
- A może za niedługo narzeczoną. - uśmiechnęła się szeroko. - dlatego Michael jest dla mnie kimś bardzo ważnym i...- przerwała na chwile, a potem przybliżyła się w stronę rudowłosej. Górowało nad nią, dzięki temu, że była prawie dziesięć centymetrów wyższa, no...może z osiem. - lepiej zapamiętaj moje słowa, bo kiedy coś mówie to nie powtarzam tego drugi raz - zakończyła z wrednym uśmiechem na ustach.
- Czy ty mi grozisz? - spytała dość ostrym i stanowczym głosem, co samo ją zaskoczyło.
Nagle drzwi do łazienki uchyliły się lekko, a do środka weszła dumnym krokiem London. Rzuciła szybkie spojrzenie w stronę Mie, które dziewczyna odczytała jako ,,Widzę, że żyjesz", albo ,,Jeszcze jej nie zabiłaś"?
- Sprawdzam czy wszystko gra. - powiedziała kierując wzrok na Nadie. Były tego samego wzrostu, a pewność siebie, która z nich biła włączyła czerwona kontrolkę w głowie Mie pod napisem ,,Uwaga! Starcie tytanów"! Nawet przez chwile, wydawało by się, że Nadia poczuła się trochę niekomfortowo.
W sumie niema co się dziwić, nie wiele osób może dorównać London pod względem odwagi i pewności siebie. Bordowo włosa uśmiechnęła się do niej krótko po czym dodała.
- Miło mi Cię poznać, Jestem Nadia. - rzekła wyciągając do niej dłoń.  London chwyciła jej rękę w swoją mówiąc :
- London Hicpatrick. Czy byłaś miła dla mojej przyjaciółki?
- Oo tak.
- A więc jeszcze Cię nie zabije, ale uważaj ma obstawę.
- W twojej postaci?
- Wiesz..bije za trzech. - puściła do niej oczko uśmiechając się łobuzersko.

Około dziewiątej wieczorem, wróciłyśmy do domu. W prawdzie ja weszłam pierwsza, ponieważ Dick zatrzymał London przez budynkiem i o czymś z nią rozmawiał. Zapaliłam światło, zdjęłam buty i skierowałam się do kuchni. Nalałam wody do czajnika elektrycznego. Chwyciłam dwa kubki i torebki herbaty. Po kilku minutach siedziałam otulona w koc w salonie, wpatrując się w centrum Portland za oknem. W końcu usłyszałam trzaśniecie drzwiami, a potem do pokoju weszła London. Posmutniała, lecz kiedy zobaczyła ciepłą herbatę i ciasteczka z super marketu uśmiechnęła się szeroko.
- Coś się stało? - spytała Mia.
- Dick znowu mówił mi o ślubie. - mówiła to z taką łatwością jakby było to nic ważnego.
- Chcesz za niego wyjść? - spytała jeszcze raz Mia.
- Kocham go. Wiem to na pewno. Nie jest złym chłopakiem, ale...jestem dośc młoda i chciałabym się jeszcze wybawić chociaż wiem, że on nie będzie czekał wieczność. - powiedziała biorąc łyk herbaty.
- To wyłącznie twoja decyzja, ale może pora się już ustatkować? - uśmiechnęła się szeroko, odwzajemniła ten miły gest i chciała coś powiedzieć kiedy przerwało jej mocne walenie do drzwi. Spojrzały na siebie, a potem równocześnie pobiegły w stronę drzwi frontowych. Na podłodze, leżała biała koperta, którą ktoś musiał wrzucić przez skrzynkę pocztowa. Mia podniosła wspomnianą wcześniej rzecz, a potem odwróciła na drugą stronę.
,, Mia Evens"
Ostrożnie otworzyła kopertę i wyjęła małą wizytówkę jakiejś restauracji. Na jej odwrocie widniała dopisana markerem data oraz godzina spotkania. Spojrzała na London, która wpatrywała się w nią jak w obrazek, a po chwili szepnęła :
- Kurde.

____________________________________________________________________________________________________________________________________________
Cześć kwiatuszki wy moje przepiękne!
Niema słońca, ale jest deszcz. Nie będzie fotosyntezy :(
He, dobra ogar Xdd
Ten rozdział pisało mi się przyjemnie, i chyba wyszedł dobrze jak dla mnie. Ale to niemi ma się podobać tylko WAM! :D
A czym będzie się podobać...cóż, zobaczymy :)
Następny rozdział pojawi się za około trzy tygodni ponieważ jadę na kolonie, a potem jeszcze z rodzicami nad morze. Jest mi szkoda, że muszę was zostawić właśnie wtedy kiedy moja wena powróciła :(
Postaram się dodać jeszcze coś jutro, ale nie obiecuje bo jutro już wyjeżdżam więc :/
Tak, tak wiem dwa razy napisałam jutro :3 A podobno taka dobra jestem z polskiego :")))
Muszę jeszcze przed wyjazdem nadrobić wasze blogi. Nic mi się ostatnio nie chciało, ciągle tylko grałam w aiona lub metina i wg zamulałam. Teraz to muszę nadrobić!
Dziękuje wam za wszystkie komentarze i bardzo przepraszam za błędy <3
Miłego czytania i dnia :)
Na razie :)


,, Obiecuje, że przyjdzie taki czas kiedy ponownie chwycę Cię za dłoń i szepnę - Byliśmy, jesteśmy i będziemy razem na zawsze, bo nawet śmierć nas nie rozdzieli skoro Bóg jest dla nas wszystkich".















4 lip 2015

03. Pamiętam Cię i dlatego chce to wszystko zapomnieć.


Minął tydzień.
Wszystko zastało zatuszowane.
Media przekupione, przestała mówić o wypadku. Spawy w sądzie nie było, ponieważ Evens nie pozwała Michaela Jacksona. To wywołało nową fale kontrowersji. Dlaczego? Dopiero parę dni później, odkopując informacje z poprzednich lat przypomniano sobie, że ofiara wypadku była dawną dziewczyną króla popu. Był to wielki skandal, gigantyczna burza, lecz tak jak już mówiłam.
Wszystko zostało zatuszowane...
Szczerze, to chciała jak najszybciej zapomnieć o całym wypadku. Znowu go zobaczyła, znowu dotknęła...znowu zaczęła pamiętać.
Nie wiedziała co teraz będzie. Wróciła do swojego mieszkania, London pomogła jej  szybko dojść do siebie dzięki swoi pozytywnym nastawieniem. We wszystkim widziała jakieś plusy. Wiedziała o przeszłości Mii. Traktowały się jak siostry i mówiły praktycznie wszystko.
Pomaganie było hobby London. Uwielbiała to robić, chociaż wcale na taką nie wyglądała.
Natomiast Mia, chociaż bardzo chciała nie potrafiła pomoc ani wspierać swojej współlokatorki.
Zawsze tego bardzo żałowała.
W sprawach sercowych była do niczego, kiedy były jakieś problemy z ludźmi ona była zbyt nieśmiała by stanąć w obronie London. Bała się, że kiedyś straci przez to przyjaciółkę....

Dostała urlop w pracy na parę dni.
Musiała dojść do siebie po tym wszystkim. Dopiero teraz tak naprawdę rozumiała co się stało...
Po trzech latach spotkała osobę, którą tak bardzo zraniła, potrącił ją samochód i przeżyła.
Była w szoku, tak to chyba dobre określenie...

Siedziała w swoim pokoju. Nie przypominał on swojego poprzednika. Był dość skromny, ściany pomalowane na turkusowo oraz biały sufit pod kolor paneli. Na środku stało pojedyncze łóżko, a obok niego stolik z lampką. Po lewej stronie pokoju znajdowała się sporych rozmiarów szafa, a po prawej centralnie naprzeciwko niej brązowy, skórzany fotel który kompletnie nie pasował do reszty mebli. Objęła kolana ramionami w typowo damski sposób, i przyciągnęła je do swojego podbródka. W takiej pozycji siedziała już jakieś parę godzin, wpatrzona w krajobraz  Portland za oknem.  Pogoda była przepiękna. Świeciło słońce, a niebo było nieskazitelne. Rzadko kiedy była tu taka pogoda.

O czym myślała? O niczym...

Patrzyła przed siebie nieobecnymi oczami. Ciche skrzypienie uświadomiło jej, że jeszcze ktoś jest w pokoju. Może w innej sytuacji zwróciłaby na to należytą uwagę, ale teraz niezbyt ją to interesowało.
- Ile ty już tak siedzisz? - cichy, mocno już zrezygnowany głos rozbrzmiał po pokoju.
Nie ruszyła się nawet o milimetr, ale rozpoznała ten głos.
London odłożyła swój plecak na ziemie i podeszła do szafy Mie. Zaczęła wybierać jakieś ubrania, a potem podeszła do przyjaciółki.
- Proszę ubierz to, ile chcesz tu siedzieć? - spytała podając jej wybrany strój.
- Jakaś...- chrząknęła - nie chce mi się gdziekolwiek ruszać.
- Mia czy ty do reszty zwariowałaś? Masz tu zamiar siedzieć do końca życia? Wyjdź z domu, do ludzi i zacznij normalnie funkcjonować. - powiedziała. Mia siedziała jeszcze chwile, a potem wstała. Zgarnęła ubrania, posłała przyjaciółce delikatny uśmiech i zniknęła za drzwiami łazienki.
Pani Hizpatrick podniosła głowę do góry i uśmiechnęła się dumnie.
- London...psycholog.

                                                              ******
Dwie rudowłose dziewczyny spacerowały wspólnie po parku.
Wyglądały dosyć dziwnie. Ta wyszła, z dłuższymi kręconymi włosami ubrana w buty na koturnie, czarne rurki z wysokim stanem oraz zielony sweter z dziurami, chociaż był upał wyglądała dość...ładnie. Natomiast ta druga, z nieco krótszą ale bardziej jaskrawą fryzurą ubrana w za duże spodnie od dresu, czarny podkoszulek na ramiączkach i zwykłe trampki wyglądała dość...dziwnie. Dokładnie nawet nie wiadomo co powodowało takie wrażenie, ale kiedy jakiś człowiek szedł alejką nie mógł się mu oprzeć.
Nagle do dziewczyn podszedł jakiś mężczyzna. Miał na sobie granatowy garnitur, czarne lakierki i krawat. Położył dłonie na jej tali i przyciągnął mocno do siebie składając długi i gorący pocałunek na jej ustach.
- Witaj London.
- Siema - odpowiedziała, na co mężczyzna przekręcił oczami, a rudowłosa zaśmiała się cicho i krótko.
- Witaj Mia - kiwnął głową w stronę dziewczyny. Uśmiechnęła się do niego sympatycznie.
- Hej Dick.
Zaczęli rozmawiać, i rozmawiali długo. Mia poczuła się o wiele lepiej, zapomniała na chwile o troskach. Po jakimś czasie zaczęło padać i cała trójka wbiegła do kawiarenki za rogiem. Dick postawił swojej dziewczynie oraz jej przyjaciółce kawę, a dla siebie samego zamówił herbatę.
Wszystko była w jak najlepszym porządku, aż do czasu kiedy do ich stolika podeszła pewna dziewczyna w bordowych włosach. Cała uwaga skupiła się  na niej, a po plecach Mie przeszły dreszcze kiedy wypowiedziała te słowa :
- Musimy porozmawiać o Michaelu.

____________________________________________________________________________________________________________________________________________
Witam panie i panów :)
Przepraszam, że teraz notki są tak rzadko ale są wakacje :"D
I praktycznie wcale niema mnie w domu. Ciągle gdzieś wychodzę z przyjaciółką, jeżdżę na rowerze, ewentualnie śpię. Mam jakaś fazę na Pitbulla i Kiboli :3
Ciągle bym tylko ich słuchała xd
Nie mam  TOTALNIE weny :(
Ten rozdział pisałam przez cztery dni...
To mój rekord jak do tej pory. (Brawa dla mnie Yeay!)
Wczoraj do drugiej w nocy oglądałam ,, Igrzyska Śmierci " na komputerze.
Oglądaliście ? Całkiem spoko :)
DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE! :)
Ps. Przepraszam za błędy :/

,, Wspomnienia stają się czarem, pięknym  błogosławieństwem lub śmiertelnym przekleństwem"